Pierwszy rozdział dedykuję Kinoko, najbardziej niecierpliwej z czytelniczek, która mimo tego, że czytała to opowiadanie nie jeden raz poganiała mnie, żebym opublikowała je tutaj ;)
*****
Na początku był chaos. Wielką przestrzeń kosmiczną wypełniały skupiska skał, chmury gazów i pyłów zderzające się gdzieniegdzie ze sobą; zalążki przyszłych ciał niebieskich. Tak trwało to zawieszenie, aż nastąpił wielki wybuch. Wszystko wirowało i kotłowało się ze sobą aż nie wiadomo było, gdzie jest początek a gdzie koniec. Aż w końcu z tego całego chaosu zaczęły wyłaniać się kolejne gwiazdy i planety. A wszystko to trwało kilka tysięcy lat. I kiedy już wydawało się, że powstało wszystko, co powstać miało, w malutkim zakolu czasoprzestrzeni, tuż na granicy, równolegle do jednego z młodych światów czyjaś figlarna ręka sprawiła, że pojawił się mały świat. Nie podlegał on tym samym prawom co wszystkie inne, ale nie był też pozbawiony troskliwej ręki stworzyciela-opiekuna. Był to świat powstały na opak, a nic co w nim istniało nie było takie na jakie wyglądało. Wielu podejmowało się spisania historii tego niezwykłego miejsca, lecz niewiele z nich przetrwało, a jeszcze mniej istnieje ludzi, którzy potrafią ogarnąć zawiłości i niuanse zawarte w tych wiekowych przekazach...
*****
Na początku był chaos. Wielką przestrzeń kosmiczną wypełniały skupiska skał, chmury gazów i pyłów zderzające się gdzieniegdzie ze sobą; zalążki przyszłych ciał niebieskich. Tak trwało to zawieszenie, aż nastąpił wielki wybuch. Wszystko wirowało i kotłowało się ze sobą aż nie wiadomo było, gdzie jest początek a gdzie koniec. Aż w końcu z tego całego chaosu zaczęły wyłaniać się kolejne gwiazdy i planety. A wszystko to trwało kilka tysięcy lat. I kiedy już wydawało się, że powstało wszystko, co powstać miało, w malutkim zakolu czasoprzestrzeni, tuż na granicy, równolegle do jednego z młodych światów czyjaś figlarna ręka sprawiła, że pojawił się mały świat. Nie podlegał on tym samym prawom co wszystkie inne, ale nie był też pozbawiony troskliwej ręki stworzyciela-opiekuna. Był to świat powstały na opak, a nic co w nim istniało nie było takie na jakie wyglądało. Wielu podejmowało się spisania historii tego niezwykłego miejsca, lecz niewiele z nich przetrwało, a jeszcze mniej istnieje ludzi, którzy potrafią ogarnąć zawiłości i niuanse zawarte w tych wiekowych przekazach...
***
W stronę mrocznego Lasu Śmierci posuwała się
siedmioosobowa grupa. Młodzi shinobi dostali parę dni wolnego po ciężkiej i
męczącej misji, więc wybrali się do lasu. Taszczyli ze sobą ekwipunek biwakowy
i stos innych, zupełnie nieprzydatnych rzeczy. Toczyły się zacięte dyskusje,
jak też ciche rozmowy.
- Sakura, jak myślisz, ktoś jeszcze do nas dołączy? - zapytał Naruto. Rozglądał się z zaciekawieniem po okolicy; wydawało mu się, że pamięta jakieś ważne zdarzenie, coś, co wydarzyło się w tym lesie, ale za nic w świecie nie był w stanie sobie tego przypomnieć. Przyprawiało go to o migrenę, ćmiący ból w okolicach oczu, który zaburzał mu właściwe funkcjonowanie mózgu.
- Zamknij się, matole - odburknęła złośliwie do niego, po czym przywołała na twarz uśmiech, który w jej mniemaniu był uroczy i odwróciła się w przeciwną stronę - Sasuke, możesz mi pomóc? Boli mnie noga... - uwiesiła się na biednym chłopaku, który chyba nawet tego nie zauważył, bo dumał nad bezsensem swojej egzystencji. Majestat i mroczna atmosfera wokół lasu przyprawiała go o przyjemne mrowienie na całym ciele. Palce świerzbiły go i nie mógł doczekać się, aż dotknie zimnego, włochatego mchu porastającego grube, ciemne pnie drzew. Tęsknił za powietrzem przesyconym stęchlizną, wilgocią i za insektami obsiadającymi każdy wolny skrawek odsłoniętego ciała. Ich bzyczenie było dla niego niczym najsłodsza melodia pieszcząca zmysły.
Obrócił się i spojrzał nieprzytomnie na Sakurę. Nie, nie powinien tego robić. Jej wygląd zepsuł całą atmosferę i wybił go z uniesienia, w jakie wzbudził w nim Las Śmierci.
- Noga boli? – zapytał ponuro – To weź siekierę i pozbądź się problemu – tym stwierdzeniem wprawił wszystkich w osłupienie. Jedynie Naruto zamyślił się głęboko nad radą Sasuke, bo aktualnie był na etapie szukania swojej życiowej drogi.
- Ale my nie mamy przy sobie siekiery… Ale możemy użyć piły do metalu z mojego plecaka! - krzyknął entuzjastycznie po chwili namysłu, ale wyglądało na to, że nikt go nie słuchał. Wzruszył obojętnie ramionami i wrócił do kontemplacji tego, co usłyszał od Sasuke. Kolejną godzinę marszu spędzili w milczeniu, aż ich oczom ukazała się mała polanka od której odchodziły dwie ścieżki, każda w innym kierunku. Chouji przerwał konsumpcję chipsów ziemniaczanych i spojrzał pytająco na stojącego obok niego Naruto, który wzruszył obojętnie ramionami, potrząsając blond czupryną i skierował tępe spojrzenie na Ino. Dziewczyna bez słowa popatrzyła na Hinatę, a ona, zarumieniwszy się wcześniej, na Sasuke. Jednak on był obecnie w stanie szoku, gdyż polanka na której się znajdowali była zbyt jasno oświetlona i nie miała w sobie nawet śladu mrocznej i ciężkiej atmosfery, która tak go zachwyciła na początku wędrówki. Osłonił więc swoją wrażliwą na promienie słoneczne, porcelanową cerę dłonią i odwrócił się w stronę Sakury, która akurat była zajęta wyciąganiem z buta różowego kamyka. Klęła pod nosem nie zdając sobie sprawy z tego, że obiekt jej westchnień słyszy każde jej słowo, choć właściwie Sasuke nic nie obchodziły słowa jakich używała Sakura, aby wyrazić frustrację i niezadowolenie ze swojej marnej egzystencji. Zwróciła więc spojrzenie na Shikamaru, ostatnią osobę jaka pozostała do podjęcia tej ważnej decyzji, jaką był wybór ścieżki spośród dwóch dostępnych. Jednak chłopak był tak znudzony i zmęczony, że w mgnieniu oka zasnął i pochrapywał sobie zwiesiwszy lekko ramiona; co jakiś czas jego prawa noga lekko podrygiwała, jakby chciał wybrać się na przechadzkę po lesie.
- Sakura, jak myślisz, ktoś jeszcze do nas dołączy? - zapytał Naruto. Rozglądał się z zaciekawieniem po okolicy; wydawało mu się, że pamięta jakieś ważne zdarzenie, coś, co wydarzyło się w tym lesie, ale za nic w świecie nie był w stanie sobie tego przypomnieć. Przyprawiało go to o migrenę, ćmiący ból w okolicach oczu, który zaburzał mu właściwe funkcjonowanie mózgu.
- Zamknij się, matole - odburknęła złośliwie do niego, po czym przywołała na twarz uśmiech, który w jej mniemaniu był uroczy i odwróciła się w przeciwną stronę - Sasuke, możesz mi pomóc? Boli mnie noga... - uwiesiła się na biednym chłopaku, który chyba nawet tego nie zauważył, bo dumał nad bezsensem swojej egzystencji. Majestat i mroczna atmosfera wokół lasu przyprawiała go o przyjemne mrowienie na całym ciele. Palce świerzbiły go i nie mógł doczekać się, aż dotknie zimnego, włochatego mchu porastającego grube, ciemne pnie drzew. Tęsknił za powietrzem przesyconym stęchlizną, wilgocią i za insektami obsiadającymi każdy wolny skrawek odsłoniętego ciała. Ich bzyczenie było dla niego niczym najsłodsza melodia pieszcząca zmysły.
Obrócił się i spojrzał nieprzytomnie na Sakurę. Nie, nie powinien tego robić. Jej wygląd zepsuł całą atmosferę i wybił go z uniesienia, w jakie wzbudził w nim Las Śmierci.
- Noga boli? – zapytał ponuro – To weź siekierę i pozbądź się problemu – tym stwierdzeniem wprawił wszystkich w osłupienie. Jedynie Naruto zamyślił się głęboko nad radą Sasuke, bo aktualnie był na etapie szukania swojej życiowej drogi.
- Ale my nie mamy przy sobie siekiery… Ale możemy użyć piły do metalu z mojego plecaka! - krzyknął entuzjastycznie po chwili namysłu, ale wyglądało na to, że nikt go nie słuchał. Wzruszył obojętnie ramionami i wrócił do kontemplacji tego, co usłyszał od Sasuke. Kolejną godzinę marszu spędzili w milczeniu, aż ich oczom ukazała się mała polanka od której odchodziły dwie ścieżki, każda w innym kierunku. Chouji przerwał konsumpcję chipsów ziemniaczanych i spojrzał pytająco na stojącego obok niego Naruto, który wzruszył obojętnie ramionami, potrząsając blond czupryną i skierował tępe spojrzenie na Ino. Dziewczyna bez słowa popatrzyła na Hinatę, a ona, zarumieniwszy się wcześniej, na Sasuke. Jednak on był obecnie w stanie szoku, gdyż polanka na której się znajdowali była zbyt jasno oświetlona i nie miała w sobie nawet śladu mrocznej i ciężkiej atmosfery, która tak go zachwyciła na początku wędrówki. Osłonił więc swoją wrażliwą na promienie słoneczne, porcelanową cerę dłonią i odwrócił się w stronę Sakury, która akurat była zajęta wyciąganiem z buta różowego kamyka. Klęła pod nosem nie zdając sobie sprawy z tego, że obiekt jej westchnień słyszy każde jej słowo, choć właściwie Sasuke nic nie obchodziły słowa jakich używała Sakura, aby wyrazić frustrację i niezadowolenie ze swojej marnej egzystencji. Zwróciła więc spojrzenie na Shikamaru, ostatnią osobę jaka pozostała do podjęcia tej ważnej decyzji, jaką był wybór ścieżki spośród dwóch dostępnych. Jednak chłopak był tak znudzony i zmęczony, że w mgnieniu oka zasnął i pochrapywał sobie zwiesiwszy lekko ramiona; co jakiś czas jego prawa noga lekko podrygiwała, jakby chciał wybrać się na przechadzkę po lesie.
Stali tak w ciszy przez kilka minut, aż w końcu Sasuke,
który chciał opuścić to przerażająco miłe miejsce, przejął inicjatywę.
- Dobra, rozdzielimy się. Chouji, Ino, Shikamaru, Hinata, wy pójdziecie prosto, przygotujecie namioty i inne zbędne rzeczy, a my pójdziemy ścieżką w prawo, zanurzymy się w tę wspaniałą mroczną puszczę i zbierzemy drewno na opał w tym ciemnym zagajniku - powiedział monotonnym, ponurym głosem i oddalił się razem z Naruto i Sakurą. Po dziesięciu minutach przedzierania się przez zarośla usłyszeli, jak ktoś podśpiewuje "Hej ho! Hej ho! Do wioski, by się szło!". Sasuke, usłyszawszy ten przerażający dźwięk rodem z horroru, potknął się o wystający korzeń i zaliczył bliskie spotkanie z ubitą na kamień ziemią. Pełen rozpaczy pomyślał, że jest to najgorszy, wwiercający się w mózg i powodujący ból całego ciała, dźwięk, jaki zdarzyło mu się słyszeć, wliczając w to rodem z piekła kołysanki śpiewane przez świętej pamięci mamusię. W tym samym momencie śpiewanie ucichło. Najwyraźniej "ktoś", który wydawał z siebie ten piekielny jazgot, usłyszał kroki i zbliżał się w ich stronę. Zapadła grobowa cisza. Wszyscy troje byli bardzo ciekawi, kto to jest, w napięciu wyczekiwali na jego pojawianie się. Nagle zza drzew wyszedł On. Itachi. Jego starszy brat, Itachi. Sasuke poczuł dziwne wirowanie i bulgotanie w żołądku; w ten sposób jego ciało wrażało emocje jakie odczuwał na widok brata po tych wszystkich minionych latach. Nie wiedział, jak powinien zareagować, jego wrażliwość emocjonalna ograniczała się do odczuwania smutku, pogardy, cierpienia i bezsensu istnienia. Ta dziwna sytuacja wywołała w nim niecodzienną reakcję: wybuchnął chrapliwym śmiechem, który częściowo przypominał płacz, zgrzytanie zębami i krzyk rozpaczy. Tarzał się po ziemi, a z oczu ciekły mu łzy. Itachi nie wiedział, jak na to wszystko zareagować. Był zszokowany, a nawet wstrząśnięty. Dopiero co szedł sobie spokojnie skrajem lasu w kierunku Wioski Ukrytej w Liściach. Chciał porozmawiać z Hokage. Nie wiedział o czym, ale odczuwał głęboką potrzebę konwersacji z uroczą Piątą w której miał nadzieję odnaleźć bratnią biurokratyczną duszę. W jego głowie kiełkował też pomysł na książkę, która mogłaby nosić tytuł ,,Sto sposobów na zamordowanie upierdliwej rodzinki", w końcu zawsze chciał udokumentować i uporządkować swoje przeżycia z przeszłości. To niespodziewane spotkanie zaburzyło jego starannie ułożony plan działania. Wyciągnął z ukrytej kieszeni pogiętą kartkę zapisaną ciasnym, idealnie równym pismem. Szybko przebiegł po niej wzrokiem, aby się upewnić, że tej sytuacji nie ma w jego planie. Gdy był już całkowicie pewny schował kartkę i popatrzył ze złością na sprawców tego całego zmieszania. Sasuke nadal tarzał się po ziemi, ale nadwyrężył gardło i wydawał z siebie jedynie chrapliwe dźwięki. Sakura wpatrywała się w Itachiego z szeroko otwartymi ustami, z których ciekła mała strużka śliny o delikatnym odcieniu liliowego różu.
"Jaki on ładny...ładniejszy od Sasuke...chyba jestem zakochana.... tak, to na pewno miłość! To, to przeznaczenie sprawiło, że się tutaj spotkaliśmy!"- myślała, a na jej twarzy i dłoniach pojawiły się brzydkie, purpurowe plamy, oznaka zawstydzenia. Naruto patrzył raz na Sasuke, raz na Sakurę i próbował odgadnąć, co się stało. Dopiero po kilku minutach zauważył Itachiego. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Sasuke podniósł się z ziemi i z napięciem wpatrywał się w jeden, szczególnie intensywnie wirujący listek, a Sakura zaczęła panikować.
- O matko, co to może być!? To na pewno jakiś STRASZNY zwierz, który chce rozłączyć mnie z moją miłością, moim przeznaczeniem! Ale ja na to nie pozwolę! Jestem strażniczką mojego losu, mojego szczęścia...
- Zamknij się! - Sasuke i Itachi zareagowali jednocześnie; irytujący jazgot jaki powodowała Sakura przełamał nawet przepaść dzielącą braci.
- ... dopnę swego i będę do końca życia z moja jedyną, prawdziwą miłością! - nie zważając na protesty braci Uchiha, Sakura kontynuowała swój monolog - Pokaż się, potworze, który chcesz zniszczyć moje szczęście! Kim jesteś? Założę się, że... - w tym momencie potwór wyszedł ze swej kryjówki - ... wiewiórką? - dodała szeptem. Zrobiło jej się strasznie głupio, ale nie dała tego po sobie poznać. Była mistrzynią w sprawianiu dobrego wrażenia, a przynajmniej była święcie przekonana, że posiada takowe umiejętności. Odchrząknęła, wyprostowała się chcąc dodać sobie powagi i powiedziała udając, że wcześniejsza żenująca sytuacja nie miała miejsca:
- Sasuke, może poszlibyśmy już stąd, bo reszta pewnie się martwi. Naruto, przestań stroić głupie miny! - złapała Sasuke pod rękę i chciała, żeby z nią poszedł, ale on ani drgnął. Jakby przyrósł do ziemi i zupełnie nie zwracał uwagi na to, co robiła Sakura. Wpatrywał się w brata i próbował zrozumieć, dlaczego pojawił się on akurat teraz, w tym lesie, na tej polance. Wszystko to było zbyt podejrzane, szczególnie biorąc pod uwagę jego życiowego pecha i pasmo niepowodzeń, które trwało odkąd pojawił się na tym smutnym, pełnym nieszczęść świecie. Tak, to zbyt podejrzane, a Sasuke nie wierzył w zbiegi okoliczności, co najwyżej w te niefortunne. Nagle go olśniło, już wiedział… Itachi pojawił się po to, aby jeszcze bardziej uprzykrzyć jego nędzny żywot. Nie był tym zbytnio zdziwiony, nawet nie odczuwał z tego powodu zbytnich emocji. Szybko pogodził się z tym faktem i postanowił, że nawet porozmawia z bratem. Natomiast Sakura patrzyła i patrzyła i zastanawiała się, dlaczego Sasuke tak szaleńczo wpatruje się w Itachiego. Wiedziała, że są braćmi, ale pojęcie braterskiej miłości było jej całkowicie obce, więc doszukiwała się w tej sytuacji drugiego dna. W końcu przyszedł jej do głowy pomysł, początkowo nawet dla niej absurdalny, ale po głębszym przemyśleniu uznała, ze trafiła w sedno. Sasuke to gej i Itachi jest jego ukochanym. To dlatego nie zwracał na nią uwagi, mimo tego, że tak się starała. Z politowaniem pokiwała głową i uśmiechnęła się chytrze. Już wyobrażała sobie, jak ta genialna plotka obiega wioskę w rekordowym tempie. Teraz, gdy już znalazła nowy obiekt do ulokowania swoich uczuć uznała, że Sasuke nie był wart tego, co robiła aby go zdobyć, dlatego zasłużył na karę. Uśmiechnęła się chytrze, odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie ciągnąc za sobą Naruto.
A Itachi, dotąd czekający na dobrą okazję nareszcie mógł nawiązać pierwszą nić kontaktu ze swoim małym, słodkim braciszkiem, za którym tak bardzo tęsknił przez te wszystkie lata. Mimo to czuł się okropnie zestresowany. Nie wiedział jak Sasuke zareaguje, w dzieciństwie podczas niepohamowanych wybuchów złości lubił go gryźć przez co Itachi miał mnóstwo blizn, szczególnie w dolnych partiach ciała.
Chciał też zapytać brata, czy pomoże mu z zebraniu materiałów do jego książki, bo nie wiedział, czy urocza Hokage zgodzi się przyjąć go z powrotem na łono mieszkańców Konoha. Bardzo tego pragnął, ale nie miał pewności, jak zakończy się ta sprawa, a bez rozmowy z bratem i dobrej woli Piątej jego książka nie miałaby szans ujrzeć światła dziennego. Martwił się, że to byłby kres jego pisarskiej kariery zanim jeszcze na dobre się zaczęła. Nie, nie mógł dopuścić do tego, bo na razie był to jego jedyny pomysł, na utrzymanie swojego jednoosobowego gospodarstwa domowego, po tym, gdy w tak dramatycznych okolicznościach porzucił swą posadę w Akatsuki.
- Dobra, rozdzielimy się. Chouji, Ino, Shikamaru, Hinata, wy pójdziecie prosto, przygotujecie namioty i inne zbędne rzeczy, a my pójdziemy ścieżką w prawo, zanurzymy się w tę wspaniałą mroczną puszczę i zbierzemy drewno na opał w tym ciemnym zagajniku - powiedział monotonnym, ponurym głosem i oddalił się razem z Naruto i Sakurą. Po dziesięciu minutach przedzierania się przez zarośla usłyszeli, jak ktoś podśpiewuje "Hej ho! Hej ho! Do wioski, by się szło!". Sasuke, usłyszawszy ten przerażający dźwięk rodem z horroru, potknął się o wystający korzeń i zaliczył bliskie spotkanie z ubitą na kamień ziemią. Pełen rozpaczy pomyślał, że jest to najgorszy, wwiercający się w mózg i powodujący ból całego ciała, dźwięk, jaki zdarzyło mu się słyszeć, wliczając w to rodem z piekła kołysanki śpiewane przez świętej pamięci mamusię. W tym samym momencie śpiewanie ucichło. Najwyraźniej "ktoś", który wydawał z siebie ten piekielny jazgot, usłyszał kroki i zbliżał się w ich stronę. Zapadła grobowa cisza. Wszyscy troje byli bardzo ciekawi, kto to jest, w napięciu wyczekiwali na jego pojawianie się. Nagle zza drzew wyszedł On. Itachi. Jego starszy brat, Itachi. Sasuke poczuł dziwne wirowanie i bulgotanie w żołądku; w ten sposób jego ciało wrażało emocje jakie odczuwał na widok brata po tych wszystkich minionych latach. Nie wiedział, jak powinien zareagować, jego wrażliwość emocjonalna ograniczała się do odczuwania smutku, pogardy, cierpienia i bezsensu istnienia. Ta dziwna sytuacja wywołała w nim niecodzienną reakcję: wybuchnął chrapliwym śmiechem, który częściowo przypominał płacz, zgrzytanie zębami i krzyk rozpaczy. Tarzał się po ziemi, a z oczu ciekły mu łzy. Itachi nie wiedział, jak na to wszystko zareagować. Był zszokowany, a nawet wstrząśnięty. Dopiero co szedł sobie spokojnie skrajem lasu w kierunku Wioski Ukrytej w Liściach. Chciał porozmawiać z Hokage. Nie wiedział o czym, ale odczuwał głęboką potrzebę konwersacji z uroczą Piątą w której miał nadzieję odnaleźć bratnią biurokratyczną duszę. W jego głowie kiełkował też pomysł na książkę, która mogłaby nosić tytuł ,,Sto sposobów na zamordowanie upierdliwej rodzinki", w końcu zawsze chciał udokumentować i uporządkować swoje przeżycia z przeszłości. To niespodziewane spotkanie zaburzyło jego starannie ułożony plan działania. Wyciągnął z ukrytej kieszeni pogiętą kartkę zapisaną ciasnym, idealnie równym pismem. Szybko przebiegł po niej wzrokiem, aby się upewnić, że tej sytuacji nie ma w jego planie. Gdy był już całkowicie pewny schował kartkę i popatrzył ze złością na sprawców tego całego zmieszania. Sasuke nadal tarzał się po ziemi, ale nadwyrężył gardło i wydawał z siebie jedynie chrapliwe dźwięki. Sakura wpatrywała się w Itachiego z szeroko otwartymi ustami, z których ciekła mała strużka śliny o delikatnym odcieniu liliowego różu.
"Jaki on ładny...ładniejszy od Sasuke...chyba jestem zakochana.... tak, to na pewno miłość! To, to przeznaczenie sprawiło, że się tutaj spotkaliśmy!"- myślała, a na jej twarzy i dłoniach pojawiły się brzydkie, purpurowe plamy, oznaka zawstydzenia. Naruto patrzył raz na Sasuke, raz na Sakurę i próbował odgadnąć, co się stało. Dopiero po kilku minutach zauważył Itachiego. Nagle coś zaszeleściło w krzakach. Sasuke podniósł się z ziemi i z napięciem wpatrywał się w jeden, szczególnie intensywnie wirujący listek, a Sakura zaczęła panikować.
- O matko, co to może być!? To na pewno jakiś STRASZNY zwierz, który chce rozłączyć mnie z moją miłością, moim przeznaczeniem! Ale ja na to nie pozwolę! Jestem strażniczką mojego losu, mojego szczęścia...
- Zamknij się! - Sasuke i Itachi zareagowali jednocześnie; irytujący jazgot jaki powodowała Sakura przełamał nawet przepaść dzielącą braci.
- ... dopnę swego i będę do końca życia z moja jedyną, prawdziwą miłością! - nie zważając na protesty braci Uchiha, Sakura kontynuowała swój monolog - Pokaż się, potworze, który chcesz zniszczyć moje szczęście! Kim jesteś? Założę się, że... - w tym momencie potwór wyszedł ze swej kryjówki - ... wiewiórką? - dodała szeptem. Zrobiło jej się strasznie głupio, ale nie dała tego po sobie poznać. Była mistrzynią w sprawianiu dobrego wrażenia, a przynajmniej była święcie przekonana, że posiada takowe umiejętności. Odchrząknęła, wyprostowała się chcąc dodać sobie powagi i powiedziała udając, że wcześniejsza żenująca sytuacja nie miała miejsca:
- Sasuke, może poszlibyśmy już stąd, bo reszta pewnie się martwi. Naruto, przestań stroić głupie miny! - złapała Sasuke pod rękę i chciała, żeby z nią poszedł, ale on ani drgnął. Jakby przyrósł do ziemi i zupełnie nie zwracał uwagi na to, co robiła Sakura. Wpatrywał się w brata i próbował zrozumieć, dlaczego pojawił się on akurat teraz, w tym lesie, na tej polance. Wszystko to było zbyt podejrzane, szczególnie biorąc pod uwagę jego życiowego pecha i pasmo niepowodzeń, które trwało odkąd pojawił się na tym smutnym, pełnym nieszczęść świecie. Tak, to zbyt podejrzane, a Sasuke nie wierzył w zbiegi okoliczności, co najwyżej w te niefortunne. Nagle go olśniło, już wiedział… Itachi pojawił się po to, aby jeszcze bardziej uprzykrzyć jego nędzny żywot. Nie był tym zbytnio zdziwiony, nawet nie odczuwał z tego powodu zbytnich emocji. Szybko pogodził się z tym faktem i postanowił, że nawet porozmawia z bratem. Natomiast Sakura patrzyła i patrzyła i zastanawiała się, dlaczego Sasuke tak szaleńczo wpatruje się w Itachiego. Wiedziała, że są braćmi, ale pojęcie braterskiej miłości było jej całkowicie obce, więc doszukiwała się w tej sytuacji drugiego dna. W końcu przyszedł jej do głowy pomysł, początkowo nawet dla niej absurdalny, ale po głębszym przemyśleniu uznała, ze trafiła w sedno. Sasuke to gej i Itachi jest jego ukochanym. To dlatego nie zwracał na nią uwagi, mimo tego, że tak się starała. Z politowaniem pokiwała głową i uśmiechnęła się chytrze. Już wyobrażała sobie, jak ta genialna plotka obiega wioskę w rekordowym tempie. Teraz, gdy już znalazła nowy obiekt do ulokowania swoich uczuć uznała, że Sasuke nie był wart tego, co robiła aby go zdobyć, dlatego zasłużył na karę. Uśmiechnęła się chytrze, odwróciła się na pięcie i ruszyła przed siebie ciągnąc za sobą Naruto.
A Itachi, dotąd czekający na dobrą okazję nareszcie mógł nawiązać pierwszą nić kontaktu ze swoim małym, słodkim braciszkiem, za którym tak bardzo tęsknił przez te wszystkie lata. Mimo to czuł się okropnie zestresowany. Nie wiedział jak Sasuke zareaguje, w dzieciństwie podczas niepohamowanych wybuchów złości lubił go gryźć przez co Itachi miał mnóstwo blizn, szczególnie w dolnych partiach ciała.
Chciał też zapytać brata, czy pomoże mu z zebraniu materiałów do jego książki, bo nie wiedział, czy urocza Hokage zgodzi się przyjąć go z powrotem na łono mieszkańców Konoha. Bardzo tego pragnął, ale nie miał pewności, jak zakończy się ta sprawa, a bez rozmowy z bratem i dobrej woli Piątej jego książka nie miałaby szans ujrzeć światła dziennego. Martwił się, że to byłby kres jego pisarskiej kariery zanim jeszcze na dobre się zaczęła. Nie, nie mógł dopuścić do tego, bo na razie był to jego jedyny pomysł, na utrzymanie swojego jednoosobowego gospodarstwa domowego, po tym, gdy w tak dramatycznych okolicznościach porzucił swą posadę w Akatsuki.
- Yyy...Witaj braciszku – Itachi zaczął niepewnie, ale
nie doczekał się reakcji ze strony brata, więc kontynuował niepewnym głosem -
Chciałbym zadać ci parę pytań do mojej... książki. Sasuke długo nie odpowiadał,
bo znów pogrążył się w ponurych rozmyślaniach o swoim życiu na tym smutnym
świecie, więc jego brat uznał to za zgodę.
- No to może pierwsze pytanie - starszy Uchiha wyciągnął z ukrytej kieszonki płaszcza kawałek kartki i długopis - Co czułeś, kiedy zamordowałem całą rodzinę?
Sasuke zamurowało. Wpadł w szał. Przed oczyma pojawił mu się tańczący Itachi wymachujący mieczem na wszystkie strony, z ironicznym uśmiechem na twarzy i kolorową urodzinową czapeczką na głowie. Z uszu poszła mu para. Wypatrzył cel: przedramię brata. Z obłędem w oczach wpatrywał się w odsłonięty, smakowity kawałek ciała. Jego mózg z funkcji życiowych przełączył się na tryb "wypatrz cel, ugryź". Gdy już był gotowy ruszył z miejsca. Dobiegł do Itachiego, złapał go za rękę i zatopił w niej swe mocne i zdrowe zęby. Zaciskał je mocniej i mocniej, aż Itachi wrzasnął z bólu. Jednak Sasuke poza mściwą satysfakcją odczuwał coś jeszcze: ból w szczęce. Oderwał się od ręki brata, na której zostały wyraźne ślady ugryzienia. Poczuł coś w ustach. Wypluł to na rękę i zobaczył... zęba! Ogarnęła go czarna rozpacz po starcie ulubionego mleczaka i już planował jak spędzi czas żałoby. Już miał oddalić się gdy ostatnia prawidłowo działająca grupa szarych komórek sprawiła, że przypomniał sobie, iż to był mleczak, który nie mógł mu wpaść od siódmego roku życia. Poczuł coś na kształt wdzięczności pomieszanej z głębokim poczuciem nieodwracalnej straty. Mimo wszystko chciał odwdzięczyć się Itachiemu, w końcu jest członkiem nieistniejącego elitarnego klanu Uchiha i musi zachowywać się godnie i stosownie do swojej pozycji.
- Itachi, odpowiem na twoje pytania, ale chodźmy w jakieś inne miejsce, tutaj jest okropnie pozytywna aura, to na mnie źle działa, aż mam migrenę – Itachi przez chwilę stał jak zamurowany, ale w końcu otrząsnął się z szoku, opuścił rękaw płaszcza aby zakryć ślady po ugryzieniu i skierował się ku wyjściu z lasu, Sasuke poszedł za nim i po chwili obaj zniknęli za zakrętem.
Słońce powoli chowało się za gęsto rosnącymi drzewami, las ogarniała szarość zmierzchu przechodząca w noc. Cienie spowodowały, że las stał się straszny. Zewsząd dochodziły rozmaite odgłosy i hałasy. Sakura była tak przerażona, że uczepiła się kurczowo rękawa kurtki Naruto i co chwila nerwowo oglądała się za siebie.
- Naruto, chodźmy lepiej stąd - powiedziała drżącym głosem do chłopaka, po czym pociągnęła go w kierunku, gdzie powinni znajdować się pozostali, jednak jej wyczucie kierunku nie nadawało się do nocnych wędrówek po lesie, dlatego przez długi czas kręcili się w kółko nie mogąc znaleźć odpowiedniej drogi. Sakura wydawała z siebie przerażone okrzyki za każdym razem, gdy usłyszała choćby najmniejszy szelest czy odgłos nocnego życia zwierząt.
- Sakura-chan, nic się nie bój, ja cię obronię! - blondyn próbował rozluźnić atmosferę po kolejnej z serii jęków i narzekań Sakury. Sakura poczerwieniała na twarzy ze złości. Była tak wściekła, że zapomniała o strachu. Zacisnęła pięści i zęby. Wycelowała i uderzyła, prosto w głowę Naruto.
- Aaaaauuuuuuaaaaa! - po lesie rozniósł się przeraźliwy krzyk chłopaka.
- Nie potrzebuję twojej obrony, debilu! Sama sobie poradzę! – dziewczyna przyspieszyła i szybko wyprzedziła Naruto. Kiedy doszli na miejsce, w "obozie" było ciemno i cicho. Naruto wszedł do pierwszego z brzegu namiotu i obudził jego mieszkańców. Byli to Shikamaru i Chouji, zaspani i wściekli.
- Hej! Co tu się dzieje? Miało być jedzenie przy ognisku, a wy śpicie!? Oszaleliście? - Naruto podniósł wielki krzyk.
- Ej, matole, przestań się wydzierać jak poparzony - odpowiedział znużonym głosem Shikamaru - Miało być ognisko, ale nie przynieśliście drewna. A teraz daj mi spać - nakrył się kocem i zasnął.
- Fajnie. Nie dość, że jest mi zimno, to dodatkowo jestem głodny! To niesprawiedliwe! Oni się najedli, śpią w ciepłych namiotach i jeszcze narzekają! Co za niewdzięczne poczwary - mamrotał Naruto - Gdzie ja mam niby spać? Na dworze..?
- Cicho tam! - odezwał się dziewczęcy głos w drugim namiocie.
- ... i jeszcze się wydzierają na uczciwych ludzi! Ten świat schodzi na psy. Kiedy ja zostanę Hokage wszystkim im pokażę, kto tu rządzi – mamrotał wściekle pod nosem.
- Wiesz Naruto, mówienie samemu do siebie to objaw choroby psychicznej - powiedziała Sakura i popukała się w czoło. Nie usłyszała odpowiedzi chłopaka, bo mamrotał coś pod nosem, zrozumiała jedynie kilka wyrwanych z kontekstu słów. W końcu mamrotanie ucichło, Naruto umościł się wygodnie w trawie używając kępki mchu jako poduszki i zasnął. Niedługo po nim zasnęła Sakura, która była na tyle mądra, żeby zapytać dziewczyn, czy może spać z nimi w namiocie. Teraz było jej cieplutko i sucho mimo, że na dworze zaczął padać deszcz.
"Za głupotę się płaci" - pomyślała o Naruto zmuszonym do spania na dworze.
- No to może pierwsze pytanie - starszy Uchiha wyciągnął z ukrytej kieszonki płaszcza kawałek kartki i długopis - Co czułeś, kiedy zamordowałem całą rodzinę?
Sasuke zamurowało. Wpadł w szał. Przed oczyma pojawił mu się tańczący Itachi wymachujący mieczem na wszystkie strony, z ironicznym uśmiechem na twarzy i kolorową urodzinową czapeczką na głowie. Z uszu poszła mu para. Wypatrzył cel: przedramię brata. Z obłędem w oczach wpatrywał się w odsłonięty, smakowity kawałek ciała. Jego mózg z funkcji życiowych przełączył się na tryb "wypatrz cel, ugryź". Gdy już był gotowy ruszył z miejsca. Dobiegł do Itachiego, złapał go za rękę i zatopił w niej swe mocne i zdrowe zęby. Zaciskał je mocniej i mocniej, aż Itachi wrzasnął z bólu. Jednak Sasuke poza mściwą satysfakcją odczuwał coś jeszcze: ból w szczęce. Oderwał się od ręki brata, na której zostały wyraźne ślady ugryzienia. Poczuł coś w ustach. Wypluł to na rękę i zobaczył... zęba! Ogarnęła go czarna rozpacz po starcie ulubionego mleczaka i już planował jak spędzi czas żałoby. Już miał oddalić się gdy ostatnia prawidłowo działająca grupa szarych komórek sprawiła, że przypomniał sobie, iż to był mleczak, który nie mógł mu wpaść od siódmego roku życia. Poczuł coś na kształt wdzięczności pomieszanej z głębokim poczuciem nieodwracalnej straty. Mimo wszystko chciał odwdzięczyć się Itachiemu, w końcu jest członkiem nieistniejącego elitarnego klanu Uchiha i musi zachowywać się godnie i stosownie do swojej pozycji.
- Itachi, odpowiem na twoje pytania, ale chodźmy w jakieś inne miejsce, tutaj jest okropnie pozytywna aura, to na mnie źle działa, aż mam migrenę – Itachi przez chwilę stał jak zamurowany, ale w końcu otrząsnął się z szoku, opuścił rękaw płaszcza aby zakryć ślady po ugryzieniu i skierował się ku wyjściu z lasu, Sasuke poszedł za nim i po chwili obaj zniknęli za zakrętem.
Słońce powoli chowało się za gęsto rosnącymi drzewami, las ogarniała szarość zmierzchu przechodząca w noc. Cienie spowodowały, że las stał się straszny. Zewsząd dochodziły rozmaite odgłosy i hałasy. Sakura była tak przerażona, że uczepiła się kurczowo rękawa kurtki Naruto i co chwila nerwowo oglądała się za siebie.
- Naruto, chodźmy lepiej stąd - powiedziała drżącym głosem do chłopaka, po czym pociągnęła go w kierunku, gdzie powinni znajdować się pozostali, jednak jej wyczucie kierunku nie nadawało się do nocnych wędrówek po lesie, dlatego przez długi czas kręcili się w kółko nie mogąc znaleźć odpowiedniej drogi. Sakura wydawała z siebie przerażone okrzyki za każdym razem, gdy usłyszała choćby najmniejszy szelest czy odgłos nocnego życia zwierząt.
- Sakura-chan, nic się nie bój, ja cię obronię! - blondyn próbował rozluźnić atmosferę po kolejnej z serii jęków i narzekań Sakury. Sakura poczerwieniała na twarzy ze złości. Była tak wściekła, że zapomniała o strachu. Zacisnęła pięści i zęby. Wycelowała i uderzyła, prosto w głowę Naruto.
- Aaaaauuuuuuaaaaa! - po lesie rozniósł się przeraźliwy krzyk chłopaka.
- Nie potrzebuję twojej obrony, debilu! Sama sobie poradzę! – dziewczyna przyspieszyła i szybko wyprzedziła Naruto. Kiedy doszli na miejsce, w "obozie" było ciemno i cicho. Naruto wszedł do pierwszego z brzegu namiotu i obudził jego mieszkańców. Byli to Shikamaru i Chouji, zaspani i wściekli.
- Hej! Co tu się dzieje? Miało być jedzenie przy ognisku, a wy śpicie!? Oszaleliście? - Naruto podniósł wielki krzyk.
- Ej, matole, przestań się wydzierać jak poparzony - odpowiedział znużonym głosem Shikamaru - Miało być ognisko, ale nie przynieśliście drewna. A teraz daj mi spać - nakrył się kocem i zasnął.
- Fajnie. Nie dość, że jest mi zimno, to dodatkowo jestem głodny! To niesprawiedliwe! Oni się najedli, śpią w ciepłych namiotach i jeszcze narzekają! Co za niewdzięczne poczwary - mamrotał Naruto - Gdzie ja mam niby spać? Na dworze..?
- Cicho tam! - odezwał się dziewczęcy głos w drugim namiocie.
- ... i jeszcze się wydzierają na uczciwych ludzi! Ten świat schodzi na psy. Kiedy ja zostanę Hokage wszystkim im pokażę, kto tu rządzi – mamrotał wściekle pod nosem.
- Wiesz Naruto, mówienie samemu do siebie to objaw choroby psychicznej - powiedziała Sakura i popukała się w czoło. Nie usłyszała odpowiedzi chłopaka, bo mamrotał coś pod nosem, zrozumiała jedynie kilka wyrwanych z kontekstu słów. W końcu mamrotanie ucichło, Naruto umościł się wygodnie w trawie używając kępki mchu jako poduszki i zasnął. Niedługo po nim zasnęła Sakura, która była na tyle mądra, żeby zapytać dziewczyn, czy może spać z nimi w namiocie. Teraz było jej cieplutko i sucho mimo, że na dworze zaczął padać deszcz.
"Za głupotę się płaci" - pomyślała o Naruto zmuszonym do spania na dworze.
Hej, kochanie! Czytałaś mi to wczoraj, więc mogę bez obaw się wziąć za komentowanie! :3
OdpowiedzUsuńStyl Ci się poprawił, choć nadal mam niesamowity sentyment do pierwszej wersji Twojej parodii. Emo-SasUke jest genialny! Mrrroook! Hahahaha! Cót, mut i ożerzki arahidowe! Sakura... cóż, ona bywa niezwykle przewidywalna, ale podoba mi się Twoja interpretacja. W ogóle uwielbiam tę groteskę. Trzymam kciuki za Ciebie i czekam na kolejne części :*
Sentyment sentymentem dziecko, ale niektóre rzeczy powinny zostać tam, gdzie ich miejsce, czyli w swoim macierzystym, różowym notesie :P
UsuńO kochanie moje :D dziękuję za dedykację. Super barwne i zabawne postacie. Podoba mi się ta ciut ulepszona wersja :) Z niecierpliwością czekam na kontynuację :)
OdpowiedzUsuń