wtorek, 9 września 2014

Rodział drugi

Sasuke i Itachi wyszli z lasu. Sasuke domyślił się, że Itachi prowadzi go do opuszczonej chatki drwala, która stała na polanie obok rzeczki. Weszli do środka. Gdy Itachi zapalił światło, Sasuke rozejrzał się z ciekawością po wnętrzu. O tej małej chatce krążyły legendy wśród młodych absolwentów Akademii. Jedni mówili, że to melina agresywnych czekoladoholików zazdrośnie strzegących swoich zbiorów; inni przysięgali, że widzieli, jak w tej chatce ukrywają się przemytnicy kruchych ciasteczek, które szmuglowali z dwóch sąsiednich krajów. Sasuke nigdy nie wierzył w te szalone teorie, ale teraz, gdy zobaczył, jak jego rodzony brat urządził sobie przytulne gniazdko z tego owianego tajemnicą miejsca wszystko, co do tej pory myślał legło w gruzach. Poczuł, że właśnie doznaje kryzysu światopoglądowego. Jedyną ostoją dla jego delikatnej psychiki był Itachi, który krzątał się wesoło po małym wnętrzu. Gdy tak na niego patrzył naszła go pewna myśl. Domek na uboczu, przystojny Itachi... Czyżby jego brat został chłoptasiem do towarzystwa? To by miało sens, choć jedynie powierzchownie, bo w jego życiu nic nie miało głębszego sensu. Jednak zmusił się  do silniejszych uczuć i pokiwał z dezaprobatą głową. „Nie mogę uwierzyć w to, że Itachi się sprzedaje! Ten świat schodzi na psy...". W rzeczywistości nie był aż tak bardzo poruszony tym faktem, życie nauczyło go, że musi spodziewać się wszystkiego.
- Witaj w moich skromnych progach - powiedział Itachi - Siadaj, ja przyniosę coś do picia i jedzenia - zniknął w drugim pomieszczeniu.
Sasuke usiadł i rozejrzał się. W pokoju był mały, sosnowy stolik i stara szafa, która nie miała drzwi. Obok stał fotel i regał z każdym możliwym rodzajem książek, zaczynając od takich, w których mordowano na milion różnych sposobów, przez "Zwyczaje godowe łasic i wszelkich zwierząt futerkowych", aż po "1001 potraw z ziemniaka" autorstwa Półprawdziwej Bogini Wszelkiego zUa. "Co to za durny pseudonim" - pomyślałby każdy normalny człowiek, ale Sasuke nie był normalnym człowiekiem, a zUo było jego żywiołem, więc od razu zaciekawiła go ta książka. Na parapecie okiennym stały doniczki z kwiatami, a ściany obwieszone były fotografiami przedstawiającymi nocne niebo, czyli ten domek zawierał w swoim wystroju wszystkie elementy niezbędne Itachiemu Uchiha do życia. Podczas gdy Sasuke wpatrywał się z zainteresowaniem w zdjęcie przedstawiające, czego był pewien, nocne niebo nad Konohą jego brat wrócił do pokoju niosąc tacę z górą kanapek z tuńczykiem i sokiem pomidorowym ze szpinakiem. Zaiste, było to ulubione jedzenie Sasuke, a Itachi dobrze o tym wiedział, dodatkowo kanapeczki z tuńczykiem były jego specjalnością. Chciał mieć pewność, że Sasuke odpowie na wszystkie jego pytania, ponieważ tylko wtedy mógłby napisać książkę i znaleźć nową drogę życiową dla siebie. Młodszy Uchiha walczył ze sobą, gdy Itachi postawił przed nim kanapeczki. Zawsze je uwielbiał, ale jego filozofia życiowa zakładała nieprzywiązywanie się do materialnych, ograniczających człowieka przyjemności. W końcu uznał, że kanapki z tuńczykiem się do nich nie zaliczają, bo powodują u niego okropne wzdęcia. Rzucił się na nie wpychając sobie po kilka naraz do ust i mlaskając głośno. Dopiero wtedy, gdy upewnił się, że Sasuke jest zadowolony z przekupstwa, Itachi zadał pierwsze z pytań:
- Jak czułeś się, kiedy wymordowałem całą rodzinę?
- Cóż... - Sasuke mówił z pełnymi ustami - Byłem wściekły, miałem ochotę cię ugryźć. Miałeś szczęście, że byłem wtedy małym dzieckiem, bo w innym wypadku bym cię zabił. Po tym wszystkim obiecałem sobie, że kiedyś się zemszczę.. - Itachi zawzięcie coś notował prawie zahaczając nosem o kartkę - Poza tym zostałem sam w naszym domu, który jest ogromny, a to wszystko twoja wina! Więc zasłużyłeś na wszystko! 
- Spokojnie, braciszku, bo dostaniesz rozstroju żołądka - uspokajał go starszy brat.
- Ależ ja jestem spokojny! To ty masz jakieś urojenia! To pewnie przez te lata spędzone w izolacji od normalnych ludzi! - krzyczał Sasuke i rzucił kanapką w Itachiego, a ona trafiła w niego akurat stroną posmarowaną tuńczykiem. Przylepiła się do twarzy starszego Uchihy, ubrudziła mu cały nos i policzki i zjechała na dół ulegając prawu grawitacji. To był koniec wytrzymałości Itachiego, był wściekły. Jak można marnować takie pyszne kanapki!? Tyle się napracował, żeby je zrobić! Sasuke nie umie docenić ludzkiej pracy, bo sam przecież nigdy nie pracował! Nie to, co on, Itachi! Codziennie gotował dla Akatsuki, a oni byli wybredni i nie mieli kasy, więc jedzenie było do dupy i narzekali! To było dla niego upokarzające! Wziął kanapkę z talerza i chociaż było mu żal, z całej siły rzucił w Sasuke. W ten sposób zaczęła się bitwa na kanapki. Gdy dwie godziny później skończyli, cały pokój wyglądał jak po przejściu tornada: fotel był przewrócony, książki pospadały z półek, rozbite doniczki z kwiatami leżały na podłodze, wszystkie meble były ubrudzone tuńczykiem, a po całej chatce walało się pierze, bo w międzyczasie do bitwy zostały włączone poduszki. A sami uczestnicy leżeli zmęczeni na podłodze i sapali głośno. Po chwili obydwaj uśmiechnęli się, mimo wszystko to była emocjonująca walka, tak emocjonująca, że Sasuke prawie nie pamiętał już, jak bezsensowne i marne jest jego życie. Jednak bracia trochę żałowali, że tyle pysznych kanapek się zmarnowało, bo po wykorzystaniu takiej ilości energii obydwaj byli głodni. W końcu zasnęli na podłodze, w ubraniach, opierając się jeden o drugiego.


***
Bogini z uśmiechem na ustach i lekkim zmęczeniem zamknęła opasłą księgę i odłożyła ją na stolik, na którym stał kałamarz z atramentem. Obok położyła sfatygowane pióro. Westchnęła i wyszła z pokoju, żeby rozprostować kości. Zawędrowała do ogrodu, w którym rosły wszelkiej maści kilkumetrowe muchomory, pamiątka po nieobecnej już Półprawdziwej Bogini Wszelkiego zUa. Bogini podeszła do pierwszego muchomora o barwie karmelu i odłamała kawałek, po czym zatopiła w nim swoje żarłoczne ząbki. Już po pierwszym kęsie, gdy w jej ustach rozlał się cudownie słodki smak zmęczenie ustąpiło. Muchomory były  niezwykłym tworem, bo mały kawałeczek wystarczył, aby się najadła, jednak Bogini uwielbiała słodycze i wykorzystywała każdą możliwą okazję do ich konsumpcji.

Po wszystkim wróciła do swojej sypialni. Była zła i znudzona. "I co ja mam robić? Nie potrzebnie wyrzuciłam stąd Jashina, przynajmniej miałabym kogo ogrywać w karty". Z nudów wzięła znowu księgę, pióro i zaczęła spisywać kolejny rozdział z życia ludzi mieszkających w stworzonym przez nią świecie.
***

Rano, gdy tylko wzeszło słońce, z namiotów zaczęły wyłaniać się zaspane osobniki. Naruto odszedł na stronę, aby zaspokoić jedną z potrzeb fizjologicznych, Chouji szukał resztek chipsów w swoim małym plecaczku, a Shikamaru wdrapał się na drzewo, gdzie zażywał krótkiej, porannej drzemki. Hinata gdzieś zniknęła, prawdopodobnie schowała się za którymś z grubych drzew i bawiła się kawałkami patyków. Nadal miewała problemy z kontaktami z ludźmi, mimo regularnego uczęszczania na terapię, choć zwykle radziła sobie całkiem nieźle. Natomiast Ino od razu zaatakowała Sakurę, gdy tylko zobaczyła ją stojącą na środku polanki z dziwną miną.
- Sakura, gdzie jest Sasuke? Miał być przecież z wami, już wieczorem wydawało mi się, że go nie ma - zapytała Ino i rozglądając się niecierpliwie wokół siebie. Specjalnie układała włosy przed wyjściem z namiotu nakładając na nie kilka warstw maści końskiej, a tu jak na złość wszystko na nic. Dlatego oczekiwała naprawdę dobrego wyjaśnienia od Sakury.
- Yyy...Sasuke...my go, ten...no...zgubiliśmy? - powiedziała nieśmiało Sakura usilnie próbując nie patrzeć na blondynkę.
- Zgubiliście?! Jak można zgubić człowieka i to w dodatku tak ładnego jak Sasuke?! Że Naruto jest debilem to wiem, ale ty?! Naprawdę, Sakura, myślałam, że masz więcej oleju w głowie! Niestety, myliłam się – zakończyła Ino z dramatyzmem. Dla podkreślenia swoich słów zwiesiła demonstracyjnie głowę i przyłożyła dłoń do czoła zamykając jednocześnie oczy. Sakura stała chwilę w milczeniu przetrawiając słowa, które właśnie usłyszała. W końcu odezwała się ze złością:
- Sasuke wcale nie jest taki ładny! Spotkaliśmy w lesie takiego ładnego chłoptasia! Był podobny do Sasuke, ale sto razy ładniejszy. Potem obydwoje gdzieś poszli, więc się mnie nie czepiaj! - krzyknęła - Nic nie poradzę na to, że Sasuke sobie poszedł! Jak chciał iść, to go nie zatrzymywałam, więc poszedł i go nie ma! - obróciła się na pięcie i odeszła, zostawiając zdumioną Ino samą sobie. Dziewczyna musiała dobrze się zastanowić, żeby zrozumieć przesłanie wypowiedzi, którą właśnie usłyszała. A wszystko dlatego, że Sakura nigdy nie przeczytała niczego poza kolorowymi czasopismami na temat mody i makijażu, więc miała bardzo ubogi zasób słownictwa. To, razem z procesami myślowymi prowadzącymi donikąd, często utrudniało jej komunikację z innymi ludźmi. Tymczasem szła i rozmyślała o swojej sytuacji. Była przekonana, że Ino jest na nią wściekła i nie wiedziała, czego może się po niej spodziewać. W jej umyśle pojawiła się nawet przerażająca wizja, w której to zostaje przefarbowana na paskudny odcień miodowego blondu przez żądną zemsty Ino. Ta wizja była dla niej tak straszna, że aż miała dreszcze na całym ciele. Bała się, że takie oszpecenie nie pozwoli jej na zdobycie serca "tego ładnego chłoptasia", a wtedy straciłaby cały sens swojego życia. Nie, nie może na to pozwolić! Nagle przyszło jej do głowy, że jest pewien sposób na udobruchanie Ino. Dziewczyna szalała na punkcie Sasuke, co dla Sakury było całkowicie niezrozumiałe, bo jak można lubić takiego ponurego brzydala, więc może to wykorzystać! Ale musi najpierw znaleźć Sasuke. "Tylko gdzie ja ich zostawiłam? - podrapała się po głowie - to chyba było na zachód od skały Szalonej Kapłanki stojącej na południe od Wzgórza, znajdującego się z północnej strony Lasu Wschodniego, który zaczyna się na południowo-zachodniej granicy rzeki płynącej w stronę najbardziej wysuniętej na wschód kryjówki Konohy zbudowanej na wypadek wojny. Nie powinnam mieć zbyt dużych problemów z dotarciem tam. Później znajdę trop i pójdę za nim, w końcu mam węch niczym pies!" - zadowolona ruszyła przed siebie, w bliżej nieokreśloną stronę. Nie miało to nic wspólnego z planem, który ułożyła, bo nie ma nikogo, kto połapałby się w tym, co ona nazywała określeniem kierunku, więc tym bardziej nie była w stanie zrobić tego sama Sakura, której orientacja w terenie ograniczała się do znalezienia drogi do łazienki codziennie rano i wieczorem. W końcu, po kilku godzinach kręcenia się w kółko ("Gdzie jest to cholerne wzgórze?! Wszystkie wyglądają tak samo...") usiadła na jakimś kamieniu przypominającym chorą na głowę półnagą kobietę w pozycji embrionalnej (czyżby Szalona Kapłanka?) i zalała się łzami. Gdy tak płakała podszedł do niej mały, leśny krasnoludek. Dłuższą chwilę przyglądał się jej różowym włosom wyglądającym jak budyń malinowy, jego ulubiony pokarm. Nie zastanawiając się dłużej wspiął się po plecach dziewczyny i wgryzł się w jej włosy. Kiedy Sakura ruszyła głową i poczuła ciężar, zaczęła szamotać się na wszystkie strony, co wystraszyło biednego krasnoludka. W końcu spadł z jej włosów, uderzył się w rączkę i zaczął płakać jak małe dziecko.
- Ojej, biedny maluszek! Przepraszam cię, nie płacz już - Sakura wyciągnęła do niego rękę i pogłaskała go po główce, ale on nie przestawał. Wzięła go na ręce i zaczęła go tulić. Ten gest sprawił, że krasnoludek powoli się uspokajał. Podobało mu się takie traktowanie, bo do tej pory wiódł ciężki żywot z trudem zdobywając pożywienie i broniąc się przed atakami wściekłych mięsożernych motyli. Przyszło mu do głowy, że może zostać podopiecznym tej wspaniałej, różowowłosej istoty, więc wykorzystał swoją umiejętność, manipulację umysłem by sprawić, że Sakura będzie chciała go zatrzymać i opiekować się nim. Niestety nie dostosował siły działania swojego uroku do umysłu dziewczyny i jego czyn miał opłakane skutki: jej świadomość została częściowo wyłączona z użytku i nie wiedziała już, co powinna zrobić. Spacerować dalej po lesie, czy iść do domu? Ale dlaczego w ogóle chciała wracać? Przecież tak miło jest usiąść sobie na polance i poopalać się w ciepłych promieniach porannego słońca... Jednak po dłuższej chwili poczuła zew lasu, zapach przygody, więc zadecydowała, że pójdzie przed siebie, tam, gdzie ją oczy poniosą razem ze swoim nowym przyjacielem, który usadowił się wygodnie w jej ramionach dla rozrywki ssąc kciuk.
***
- Więc twierdzisz, że opuściłeś Akatsuki? - zapytała Tsunade, Piąta Hokage. Siedziała za biurkiem w swoim gabinecie i patrzyła spode łba na osobnika, który ośmielił się przerwać jej poranną degustację sake. Słońce świecące zza jej pleców nadawało jeszcze groźniejszy wygląd jej zirytowanej twarzy.
- Tak, opuściłem Akatsuki i chciałem wrócić do Wioski Mgły, ale tam mnie nie chcieli, oskarżyli mnie, że jestem mordercą i zdrajcą, możesz w to uwierzyć?! Postanowiłem więc przyjść do Konohy, bo Itachi powiedział, że on też tam się wybiera. Możemy razem zamieszkać, to podatki będziemy płacić na spółkę i będzie taniej. Poza tym mogę pracować społecznie za niewielką opłatą, bo muszę coś przecież jeść, ale pokarm dla rybek jest dosyć tani - wyrecytował jednym tchem męski głos.
- Jak ty sobie to niby wyobrażasz, co?! - wrzasnęła kobieta mając nadzieję, że szybko spławi natrętnego petenta. Butelka z sake tak wymownie na ją patrzyła, szkoda, żeby musiała zbyt długo czekać. Wbiła spojrzenie przekrwionych oczu w przerażonego Kisame i uderzyła pięścią w blat biurka. - Mam tak po prostu przyjąć do mojej wioski przestępcę z Akatsuki?! Dlaczego miałabym to niby zrobić?!
- Bo jestem milutki i nie możesz mi się oprzeć? - Kisame zrobił maślane oczka, licząc na to, że pomoże mu to osiągnąć zamierzony cel. Tsunade nadal patrzyła na niego jak na wroga numer jeden. Chciała, żeby już sobie poszedł, bo aż ją świerzbiło, żeby dobrać się do tej kuszącej butelki pełnej cudów, której nieodparty zew czuła odkąd Kisame wszedł do jej gabinetu. Musiała pozbyć się niechcianego gościa.
- No dobrze, zrobię to dla ciebie. Ale - dodała widząc uradowaną minę Kisame - tylko ten jeden raz, więcej  nie licz na moją darmową pomoc!
- Super, dzięki! - mężczyzna wyszedł. Miał zamiar spotkać się z Itachim i opowiedzieć mu o tym, jak wykorzystał swój nieodparty urok osobisty i niezwykłą wrażliwość do osiągnięcia zamierzonego celu. Cieszył się jak dziecko, że nareszcie coś mu się udało. Chciał, aby Itachi go pochwalił i poklepał z aprobatą po głowie. Nagle na słupie zauważył ogłoszenie: "Poszukujemy osoby chętnej do przyjęcia posady Świętego Mikołaja na Święta w tym roku. Godziny pracy do ustalenia. Dobrze płatna. Chętnych prosimy o kontakt w biurze Hokage." Kisame stwierdził, że posada Mikołaja jest jego wymarzoną pracą, przecież tak kocha dzieci! Wrócił pod gabinet Hokage i wszedł do środka. Załatwił to dosyć szybko, bo Tsunade bez przyjęcia odpowiedniej dawki alkoholu z rana nie była sobą i zachowywała się nad wyraz łagodnie. Zwykle była pozbawiona ludzkich odruchów i bardzo impulsywna, a nawet zdolna do morderstwa z powodu głupstwa.  Kisame był więc szczęściarzem; znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
Wyszedł na główną ulicę Konohy, stanął na  środku i wziął głęboki oddech napawając się zapachami dolatującymi do niego ze wszystkich stron. Uwielbiał wczuwać się w nowe otoczenie za pomocą zmysłów, szczególnie węchu. Dzięki temu czuł, że jest bliższy poznania tajemnicy życia i znalezienia swojego miejsca na ziemi. Ostatnio myślał, że powinien zamieszkać na dnie oceanu, ale zrezygnował, gdy Itachi uświadomił mu, że w oceanie nie będzie mógł kultywować wąchania pokrzyw i przytulania się do drzew o poranku. 
W końcu otworzył oczy i rozejrzał się wokół siebie. Gdy tylko skończył intensywnie rozmyślać nad swoim pochodzeniem od natury ruszył w końcu z miejsca i skierował się do chatki Itachiego. Przechodząc w podskokach przez bramę zauważył ładną, szczupłą blondynkę o zielono-niebieskich oczach, ich kolor zależał od sposobu patrzenia. Dla Kisame jej oczy były bardziej zielone, ale Itachi twierdził, że zdecydowanie niebieskie, natomiast niektórzy mówili nawet, że są żółtawe. Uśmiechnął się radośnie i pomachał jej entuzjastycznie. Po niej nie było widać, żeby była szczęśliwa z powodu tego spotkania, ale uśmiechnęła się sztucznie i poczekała aż Kisame do niej podejdzie.
- Cześć! Skąd się tu wzięłaś?- zapytał.
- Ooo, cześć Kisame. Miałam spotkać się z Itachim, ale go tu nie ma. Wiesz może, gdzie on jest? - miała dziwny, nienaturalny głos, jakby jej ciało nie mogło się zdecydować, czy ma być męski, czy żeński. Rozglądała się nerwowo, jakby w każdej chwili spodziewała się ataku, jej prawa ręka podrygiwała czasami samoistnie, a prawa część twarzy była widocznie niesymetryczna w stosunku do lewej części. 
- Wiem, właśnie do niego idę. Chcesz iść ze mną? Możemy razem podziwiać piękno tego wspaniałego lasu! Spójrz, jak soczysta zieleń spowija kształtne liście na wiekowych drzewach! Wsłuchaj się w cudowny śpiew ptaków delikatnie pieszczący mój wyszukany zmysł słuchu! - Kisame mówił bardzo wzruszonym, płaczliwym tonem, a dziewczyna wywracała raz po raz oczyma z irytacją. Oglądała znudzona swoje paznokcie, aż w końcu postanowiła przerwać te bezsensowne dywagacje.
- Dość tego, Kisame! Zamknij się! - wrzasnęła przeraźliwie, a jej głos zabrzmiał całkowicie jak męski. Kisame podskoczył przerażony i wrzasnął.
- Nie możesz tego robić! Roślinki tego nie lubią! A co, jeśli te wszystkie drzewa stracą przez ciebie liście?!
- Nic mnie to nie obchodzi! Mam gdzieś te drzewa i ich liście! Chcę zobaczyć się z Itachim, teraz! - popatrzyła na Kisame, który aż skulił się w sobie pod ciężarem jej spojrzenia. Przełknął głośno ślinę i bez słowa, nie odwracając się do niej tyłem choćby na ułamek sekundy, odsunął się o kilka metrów. Ruszył przed siebie zmierzając w kierunku chatki Itachiego. Dziewczyna uśmiechnęła się chytrze pod nosem i poszła za nim lekko powłócząc prawą nogą. Nie zwracała jednak na to uwagi zadowolona, że tak łatwo uciszyła Kisame. Tylko czasami dolatywały ją niewyraźne, gniewne pomruki, zapewne pod jej adresem, ale nic jej to nie obchodziło. Dla niej ważne było tylko to, żeby porozmawiać z Itachim, jedyną osobą, która była w stanie jej pomóc.


2 komentarze:

  1. „Nie mogę uwierzyć w to, że Itachi się sprzedaje! Ten świat schodzi na psy..." - Oh My Jashin! Kocham to zdanie! <3 ,,Itachi się sprzedaje" Ha ha ha! Książki Itacza o zwyczajach godowych łasic też mnie rozwalają. Jeny, uwielbiam Twój humor xD Ale cóż się dziwić jak tyle Pilipiuka czytasz... ^^ Moje 1001 potraw z ziemniaka też znalazło miejsce na półeczce Itasia... eh... nasze piękne perypetie ;P Oczywiście, Sasuke ma ponadprzeciętny zmysł interpretacji i od razu odgadł, że sfotografowane niebo musiało znajdować się nad Konohą. Uchiha - patrioci całą urzędową gębą xDD
    Jestem też ciekawa... SasUke wyznawał życie ascety, a co za tym idzie wyzbywał się dobra materialnego, nie? Ale genialny Sasek nadal żył w swojej wieeelkiej posiadłości klanowej i się nie zamierzał z niej wynosić. Poza tym... jakim cudem sobie napchał kilka kanapek na raz do ust? :D Może ma uśmiech od ucha do ucha w dosłownym tego słowa znaczeniu? ^^
    W ogóle to fajną fuzję zrobiłaś; Grzyby - Kinoko, Toffi - Ja. Ślicznie skarbie, ślicznie.
    Sakurwa jak zawsze genialna w swym idiotyzmie, czyli jak zawsze xDD Krasnoludek mi nieco zgrzyta w fabule i ogólnym zarysie historii, ale go przeboleję. Kisame... naturalnie! Gdzie Itacz tam i Kisame. Ciekawe do jakich wniosków mógłby dojść jeszcze SasUke? Że Itacz się sprzedaje i jest zoofilem? xDDD
    Pozdrawiam kochanie, weny życzę <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisiaj, pisiaj. Skarbie :D

    OdpowiedzUsuń