Do małej chatki stojącej przy
brudnej, zarośniętej glonami sadzawce na skraju lasu zbliżały się dwie osoby:
brzydki mężczyzna o rybiej twarzy i blondynka o prawie białej cerze.
- To ta mała chatka? - powiedziała z niedowierzaniem, robiąc zawiedzioną minę.
Spodziewała się czegoś innego, zadbanej willi z basenem albo co najmniej dużego
domu z ogrodem. Ta... rudera nie spełniała jej wymagań nawet na wychodek!
Itachi w ogóle nie myślał o ich przyszłości, jak to mężczyzna. Będzie musiała
wytłumaczyć mu, co to znaczy wygodny dom dla dwojga. - Przecież to jest...
- Wspaniały, wymarzony domek! Ekologiczny, blisko lasu, a wokoło piękne, malownicze
krajobrazy – Kisame westchnął z zachwytem i przez całą drogę jaka im została
podziwiał wspaniałe otoczenie. Dziewczyna zmarszczyła z niesmakiem nos, kiedy
poczuła smród buchający z sadzawki. Myślała, że gorzej być już nie może, ale
gdy zobaczyła zdechłe ryby o zielonkawych łuskach unoszące się na powierzchni
mętnej wody była pewna, że zaraz zwymiotuje. Szybko podeszła do zniszczonych,
porysowanych drzwi i weszła do środka bez pukania. Na progu stanęła jak wryta.
Po całej i tak mocno ograniczonej powierzchni domku walały się kawałki kanapek
z tuńczykiem i piór z poduszek, a na środku leżał Itachi i jakiś chłopak; byli
zaspani. Patrzyła na nich zmrużonymi oczyma zastanawiając się, co może oznaczać
ta dziwna sytuacja. Tego chłopaka nie uwzględniały jej plany wspólnego życia z
Itachim. Musiała dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Za jej plecami
pojawił się Kisame i zajrzał przez ramię na Itachiego i Sasuke. Dopiero wtedy
oni zauważyli przybyszów. Sasuke od razu zainteresowała dziewczyna. Patrzył na
nią zastanawiając się, co taka wspaniała istota ludzka robi w takim miejscu.
Jednak jego euforia szybko opadła, gdy uświadomił sobie, że tak ładna
dziewczyna na pewno nie grzeszy inteligencją. Jego teoria opierała się na tym,
że jego matka, jedyna kobieta, której urodę w ciągu całego swojego życia
doceniał, wykazywała znaczny stopień skretynienia. Dlatego zawiedziony odwrócił
wzrok od blond-piękności, ale choć był to kolejny zawód w jego życiu, nie
wywołało to w nim zbyt wielkich emocji, w końcu już przywykł do beznadziei
swojej marnej, ziemskiej egzystencji. Widocznie czeka go spłodzenie potomka w
ciemnościach, z partnerką wątpliwej urody, ale spełniającą wymagania ilorazu
inteligencji. W końcu on, człowiek o wybitnym
umyśle rozwiniętym pod wpływem codziennych audycji Tadeusza Rydzyka nie może
mieszać swoich wspaniałych genów z byle kim.
Itachi podniósł się z podłogi i podszedł do gości, aby ich przywitać. Przywołał
na twarz formalny, urzędniczy uśmiech i wyciągnął rękę do dziewczyny
- Witaj, Ze.. - urwał, zobaczywszy paskudny grymas, który pojawił się na jej
twarzy. Przełknął ślinę i poprawił się – Znaczy Lizzy. Tak, Lizzy, bardzo miło
cię znów widzieć - popełnił gafę, szybka reakcja uratowała sytuację. Wciąż
zapominał, że dziewczyna jest bardzo drażliwa na punkcie swojej płci. Na
szczęście na jej twarz powrócił radosny uśmiech, który powodował, że asymetria
jej twarzy była jeszcze bardziej widoczna.
- Tęskniłam za tobą, Itachi! - krzyknęła i rzuciła się Itachiemu na szyję. On
odruchowo przycisnął ręce do boków i stał sztywno, aż Lizzy puściła go i
rozsiadła się wygodnie na wysłużonym fotelu. Sięgnęła po książkę leżącą na
biurku i pogrążyła się lekturze. Tymczasem Itachi witał się z Kisame, który
relacjonował szczegółowo, jak to dzielnie stawił czoła wściekłej,
niezrównoważonej Hokage i jak przekonał ją do tego, aby pozwoliła mu stać się
obywatelem Konohy. Itachi słuchał tego wszystkiego z kamienną twarzą, chciał
zachować fason, ale powoli kończyła mu się cierpliwość. Oznaką tego była
podrygująca nerwowo noga i pulsująca żyła na skroni. Niestety Kisame dopiero
się rozkręcał i nie zanosiło się, aby prędko miał skończyć. Nagle ktoś zapukał
do drzwi, więc musiał przerwać swoją pasjonującą opowieść. Stał najbliżej ,
więc szybko je otworzył. Ich oczom ukazała się Sakura z leśnym krasnoludkiem na
rękach.
- Dzień dobry. Przepraszam za najście, ale chciałabym zapytać, czy nie macie
przypadkiem budyniu malinowego do pożyczenia? - zajrzała do środka przez ramię
Kisame. Zobaczyła Sasuke, "tego ładnego chłoptasia" i blondynkę o
dziwnych rysach twarzy wpatrujących się w nią z zaciekawieniem. Widok znajomych
twarzy i przypływ nagłych, namiętnych uczuć do Itachiego spowodowały
przełamanie uroku krasnoludka i Sakura odzyskała pełną sprawność umysłu. Przez
chwilę była oszołomiona i nie wiedziała, gdzie jest, ale szybko zaadaptowała
się do nowego otoczenia zadowolona, że odnalazła cel swej wędrówki, Sasuke.
- O, Sakura... - powiedział ponuro Sasuke – Przyszłaś uczynić moje życie
jeszcze gorszym niż jest? - westchnął ciężko i zamknął oczy, aby nie kalać
swojego wrażliwego na piękno wzroku widokiem twarzy Sakury.
- Ty byłaś w lesie, z Sasuke, prawda? I jeszcze taki blondyn, z twarzą podobną
do pudla na wystawie. Wejdź do środka, zapraszam na pyszne kanapki. - Itachi
był w wyjątkowo dobrym humorze, więc na światło dzienne wyszła gościnność z
której słynął w Akatsuki, zwykle dobrze ukryta pod grubą warstwą sztywnych
manier i biurokratyczną naturą. Sakura niepewnie weszła do chatki w której
zrobiło się bardzo ciasno. Rozejrzała się i usiadła na zaścielonym równiutko
łóżku. Krasnoludek wiercił się na jej kolanach bardzo podekscytowany całą tą
sytuacją. Zielona, kraciasta czapeczka zrobiona ze ścierki, którą ukradł
jakiemuś małżeństwu na pikniku przekrzywiła się i spadła na podłogę, ale nie
zwrócił na to uwagi bo ślinka mu ciekła na myśl o kanapkach, które
przygotowywał Itachi krzątając się w malutkiej kuchni. Lizzy wpatrywała
się w Sakurę uważnym wzrokiem próbując
ocenić ją jako potencjalnego przeciwnika. Zawsze tak reagowała na obcych, nie
dało się stępić umiejętności i instynktów wpajanych od dziecka. Jej różowe
włosy wydały się Lizzy podejrzane, więc cały czas rzucała jej ukradkowe,
podejrzliwe spojrzenia znad książki, którą czytała. Sasuke wdał się w dyskusję
z Kisame na temat wad i zalet mieszkania z dala od zgiełku cywilizacji. Kisame
mówił do rzeczy i przytaczał mocne argumenty, ale ciężko było polemizować z
osobą, która podważała wszelkie racjonalne fakty mówiąc w kółko o
bezsensowności i bezcelowości wszelkich działań człowieka. Po kilku minutach
Itachi wrócił do ciasnego pokoju niosąc tacę pełną kanapek. Większość była z
tuńczykiem, ale znalazł na dnie dołu w ziemi służącego za spiżarnię trochę
pasty z pokrzywy, więc posiłek był urozmaicony. Wszyscy rzucili się na jedzenie
i przez kilka minut mlaskali z zachwytem, aż wszystkie kanapki zniknęły z
talerza. Gdy wszyscy mieli pełne brzuchy i nawet Sasuke powstrzymał się od
przygnębiających komentarzy, Itachi poprosił Sakurę, aby opowiedziała o swojej
wędrówce przez las. Mówiła długo, bezsensu, i często nie na temat robiąc liczne
przystanki, gdy brakowało jej słów. W końcu zakończyła swą opowieść uwalniając
słuchaczy od tej wyszukanej tortury. Po chwili milczenia Sasuke, udając, że ma
to dla niego jakieś znaczenie, zapytał siląc się na beztroski ton:
- Jak Ino na to zareagowała?
- Poszłam sobie, więc nie wiem - Sakura wzruszyła ramionami, po czym spojrzała
na Sasuke wyglądając na bardzo zamyśloną – Ale wymyśliłam, że moglibyśmy razem
pójść do obozu i wtedy Ino będzie szczęśliwa i nie będzie na mnie zła. Tak
sobie właśnie pomyślałam, jak szłam po lesie i mam rację, prawda? Bo Ino ma
różne nastroje przecież i to na pewno pomoże.
- Tak myślisz? Czy jesteś całkowicie pewna, że takie działanie odniesie
pożądany skutek? - Itachi od razu przeszedł do rzeczy, musiał się upewnić, że
wszystko potoczy się właściwym torem.
- A skąd ja mam to niby wiedzieć? Ale spróbujmy, co Sasuke? - pokiwała
entuzjastycznie głową patrząc dzikim wzrokiem na chłopaka. - Chodźmy tam razem,
nie chcę kłócić się z Ino, bo umówiłyśmy się, że na następną misję pójdziemy
razem, a jak ona będzie na mnie zła to nie będzie chciała.
- Chodzi o długi spacer po cudownym, szumiącym lesie? - Kisame aż podskoczył
radośnie na tą myśl i spojrzał wyczekująco na Sakurę.
- Bardzo długi, bo nie wiem, jak tam trafić, niestety – odpowiedziała
niechętnie dziewczyna wspominając, jak kręciła się w kółko nie mogąc znaleźć
właściwej drogi.
- Wspaniale! Od dawna marzę o długim, kojącym spacerze po szeleszczącej
podściółce w cieniu rozłożystych drzew podziwiając wspaniałe widoki i napawając
się cudownie kojącym aromatem żywicy sosnowej! - Kisame pogrążył się w
zachwycie, nie zauważając zupełnie zniechęconej miny Lizzy i wrogości Sasuke.
Zaległa niezręczna cisza. Nikt nie kwapił się do wyruszenia w drogę oprócz
Kisame, ale on był zbyt zajęty tworzeniem w głowie wizualizacji wycieczki. Była
tak realistyczna, że trudno mu było odróżnić rzeczywistość od wyobraźni.
- W porządku, jeśli macie iść, to lepiej się pośpieszcie, bo ja mam ważną
sprawę do załatwienia z Hokage. - w końcu odezwał się Itachi, przerywając
trwającą zbyt długo ciszę. Wreszcie mógł pozbyć się elementów niepożądanych w
jego planie działania. Na te słowa Lizzy ożywiła się i zrobiła minę, która
miała zapewne nadać jej wygląd niewinnego dziewczątka potrzebującego silnego,
mocnego wsparcia. Jednak wyszedł jej grymas przypominający modliszkę gotową do
pożarcia ofiary. Itachiemu w zasadzie było to bez różnicy, bo i tak nie
zamierzał nikogo ze sobą zabierać; czekała go rozmowa pełna biurokratyczno-prawnych
zawiłości i nie mógł się jej już doczekać. Jego biurokratyczna dusza czuła zew
papierowej roboty ciągnący go prosto do biura Hokage. Dlatego postarał się, aby
wszyscy jego goście szybko opuścili chatkę, a on sam udał się na spotkanie,
które miało zadecydować o jego dalszym życiu.
***
Lizzy, Sasuke, Kisame i Sakura w komplecie z
leśnym krasnoludkiem szli mozolnie przed siebie przedzierając się z trudem
przez gęste zarośla. Kisame wymyślił, że to zbliży ich do natury i pozwoli
wczuć się w atmosferę lasu. Sasuke zgodził się, bo w mrocznej gęstwinie czuł
wspaniałą beznadzieję swojego życia, a Sakura nie miała swojego zdania na ten
temat, więc nie protestowała. Jedynie Lizzy była wściekła i całą drogę
zgrzytała zębami, aby powstrzymać się od wybuchu. Znosiła więc drapiące
gałęzie, parzące pokrzywy, gryzące muszki i pluskwy włażące pod ubranie i
śmierdzące, obrzydliwe błoto, które oblepiało jej nogi aż do kolan, a to
wszystko w imię poświęcenia dla kunsztu szpiegowskiego, który tak starannie zgłębiała
od dziecka. Jednak gdy Kisame zaczął rozprawiać z zapałem o ekosystemie leśnym
i zależnościach pomiędzy kupami wiewiórek a hierarchią obowiązującą w kolonii
termitów nie wytrzymała i rąbnęła go pięścią w głowę. Niestety, to powstrzymało
Kisame tylko na chwilę, zaraz wrócił do opowieści o oddziaływaniach pomiędzy
środowiskiem naturalnym a ilorazem inteligencji szympansów. Jedynym trwałym
skutkiem było to, że dłoń Lizzy uległa odkształceniu i przybrała formę surowego
bochenka chleba. Patrząc ze złością na brzydką dłoń miała ochotę bardzo
boleśnie się zemścić, ale tymczasowo powstrzymała się od działania i wlokła się
na samym końcu, kilka metrów za Sakurą i upajała się myślą o tym, że pewnego
dnia odpłaci się Kisame za te wszystkie upokorzenia i nerwy, jakich doznała z
jego powodu.
Po kilku godzinach marszu znaleźli się na miejscu obozu. Byłego obozu. Zostały
tam tylko ślady po dwóch namiotach i kamiennym kręgu przygotowanym na ognisko,
a na drzewie wisiała kartka na której było coś nagryzmolone. Sasuke, chcąc
wyjść na oczytanego i inteligentnego, podszedł tam i próbował to odczytać.
- Wróciliśmy...do... wioski, b-bo dłuugo... w-w-w-a-a-s nieee byłoo... -
zakończył.
- Mamusiu! Masz 13 lat i nie umiesz czytać? Czego was uczą w tej Akademii? -
parsknęła z sarkazmem Lizzy wywracając
wymownie oczami. Sasuke nic nie odpowiedział na tę zaczepkę, w końcu nikomu nie
musiał się tłumaczyć ze swojego życia. Wzruszył jedynie ramionami i odłączył
się od grupy zmierzając w kierunku ciemnego zagajnika. Miał przeczucie, że
znajdzie tam pyszne purchawki z których mógłby przyrządzić sobie prawdziwą
ucztę. Nikt nie zauważył jego odejścia, bo Sakura była zasłuchana w opowieści
Kisame o badaniach przeprowadzonych na grupie nastolatków, dotyczących rozwoju
umiejętności czytania i pisania w zależności od rodzaju noszonej bielizny w
dzieciństwie. Lizzy słuchała ich, jednocześnie jednym okiem patrząc na nich, a
drugim obserwując uważnie otoczenie, aby zdobyć jak najwięcej informacji na
wypadek ataku lub Wielkiej Wojny. Uważała się za wyśmienitego szpiega,
doskonale wyszkolonego do działania w terenie, ale po kilkunastu minutach
wysłuchiwania tyrady Kisame miała już serdecznie dość. Wrzasnęła przeraźliwe
płosząc wiewiórki, które jadły wykwintną kolację przy orzechach i sztucznym żyrandolu
ze świetlików. Kisame umilkł i patrzył na Lizzy jak na medyczną osobliwość, a
Sakura zrobiła dziwną minę wyrażającą coś pomiędzy złością a zaciekawieniem z
domieszką radości, aż nie wiadomo było, co tak naprawdę myśli o tej całej
sytuacji. Nawet Sasuke w zagajniku przerwał zbieranie purchawek, uśmiechnął się
ponuro i mrucząc coś o ubożeniu emocjonalnym społeczeństwa przeniósł się
kawałek dalej, gdzie zauważył niskie krzaczki na których rosły małe, czerwone
owoce. Bardzo je lubił, więc zerwał kilka garści i wrzucił do koszyczka z
grzybami. Oddalił się od grupy jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że na zachód
prowadzą ślady jakiegoś dużego zwierzęcia. Wiedział, że gdzie idą dzikie
zwierzęta, tam na pewno są pyszne orzechy laskowe, które po zmieleniu były świetnym
parmezanem. Ruszył więc tym tropem z nadzieją na duży łup.
Tymczasem pozostali dyskutowali nad odpowiednim wyjściem z sytuacji, w której
się znaleźli. Lizzy zdecydowanie chciała wydostać się z lasu, który ją
denerwował i doprowadzał do rozstroju nerwowego. Nie znosiła wszystkiego, co ją
otaczało, ale najbardziej wkurzał ją Kisame, patrząc na nią tymi kaprawymi,
rybimi oczami. Na Sakurę też nie mogła patrzeć, bo jej okrąglutkie oczęta i
bezkształtna bluzka doprowadzały ją do furii. Ale tym, co przeważyło szalę
wściekłości były malutkie, obrzydliwie dziecięce rączki krasnoludka, które
wyciągnął w jej stronę. Tupnęła nogą i wrzasnęła:
- Mam tego serdecznie dosyć! Was, tego lasu i wszystkiego innego! - odwróciła
się szybko na pięcie i ruszyła przed siebie stawiając kroki z taką siłą, że
liście leżące na ziemi unosiły się do góry i opadały z powrotem, gdy szła
dalej. Szybko zniknęła z oczu Kisame i Sakurze, którzy patrzyli na siebie nie
rozumiejąc całej tej sytuacji.
- To co my teraz zrobimy? - zapytała po chwili Sakura rozglądając się dookoła.
Dopiero wtedy zauważyła, że Sasuke zniknął. Jeszcze raz z przestrachem
popatrzyła na otaczające ich ze wszystkich stron drzewa i krzewy i wyobraziła
sobie, że wszędzie tam kryją się nieznane nikomu, straszne stwory, które
czyhają na jej życie i zdrowie. Złapała się kurczowo rękawa płaszcza Kisame,
czując się bezpieczniej mając przy sobie kogoś, kto może ja obronić. Mimowolnie
pomyślała, że faktura płaszcza jest dziwnie szorstka, przypominała jej worek na
kalarepy, na którym spała, gdy ukrywała się w piwnicy przed psychopatycznym
listonoszem, który pod pretekstem dostarczenia listu chciał porwać ją i
umieścić w swoim haremie.
- Mi się tu podoba... Możemy zostać, aby dalej kontemplować naturę – odparł
Kisame po dłuższej przerwie. Mówił bardzo cicho, bo spokojny szum drzew i lekki
wietrzyk muskający jego twarz działały na niego uspokajająco i spowodowały, że
wpadł w zadumę i z melancholią myślał o swoim dotychczasowym życiu. Jednak
Sakura nie zamierzała ulegać temu nastrojowi, chciała wrócić do domu, bo wpadła
na nowe rozwiązanie konfliktu z Ino. Zrobiła więc żałosną, smutną minkę,
zwiesiła smętnie ramiona i powiedziała załamującym się od emocji głosem:
- Ale ja się boję iść sama przez las... a jak po drodze coś mi się stanie?
Samotnej kobiecie w drodze może stać się wiele rzeczy!
Kisame zamyślił się głęboko nad słowami dziewczyny i zaraz w jego umyśle
zaczęły pojawiać się wizje tego, co dzieje się z przerażoną Sakurą, zagubioną w
ciemnej, mrocznej gęstwinie. Nie mógł na to pozwolić! Czuł, że musi zadbać o
to, aby ta biedna dziewczyna bezpiecznie trafiła do domu razem z malutkim,
słodkim krasnoludkiem uczepionym kurczowo jej ręki. Och, ten malec na pewno był
śmiertelnie przerażony.
- Oczywiście, masz całkowitą rację! Nie ma takiej możliwości, żebym pozwolił ci
iść samej przez las! - wykrzyknął z emocjami jakich dotąd nie okazywał
publicznie. W myślach wylewnie pożegnał się z zielonymi liśćmi na drzewach i
miękką trawą pieszczącą jego nagie stopy. Jednak idea była słuszna i wiedział,
że robi dobrze.
- Chodźmy! Pamiętam dobrze, gdzie jest wioska, więc będziemy tam za niecałą
godzinę. - ruszył przed siebie dumny ze swojej roli przewodnika i ochroniarza
nadobnej niewiasty.
Jak zawsze. Standardy Lizzy, a standardy Kisame xDDD Ekologia vs. luksus... Ready! Fight! Kocham to zdanie!!! ,,Jego teoria opierała się na tym, że jego matka, jedyna kobieta, której urodę w ciągu całego swojego życia doceniał, wykazywała znaczny stopień skretynienia. Dlatego zawiedziony odwrócił wzrok od blond-piękności, ale choć był to kolejny zawód w jego życiu, nie wywołało to w nim zbyt wielkich emocji, w końcu już przywykł do beznadziei swojej marnej, ziemskiej egzystencji. Widocznie czeka go spłodzenie potomka w ciemnościach, z partnerką wątpliwej urody, ale spełniającą wymagania ilorazu inteligencji. " - musiałam wkleić cały, bo dodaje to sobie do notesiku genialnych cytatów! :D Mówiłam, kochanie, że nieźle Ci idą parodie? Nie? Uwielbiam parodie w Twoim wykonaniu. A Lizzy to gender :3
OdpowiedzUsuńSasuke i ,,ładny chłoptaś" mają może pożyczyć budyń malinowy dla fikcyjnej postaci krasnoludka, który posiada umiejętności genjutsu przewyższające Sharingan w leśnej, zdezelowanej chatce, znajdującej się w zadupiu na końcu świata? :>
Kisame z kolei z tym jego niegasnącym entuzjazmem do wszystkiego co naturalne i ekologiczne pasowałby do tych dziwaków, co biegają nago po lesie i przytulają drzewa, no nie? :3 I jeszcze te jego ,,kaprawe oczka" - <3 Zets... Lizzy znaczy się, w końcu nie wytrzymała napięcia jakim jest przebywanie z kimś innym niż Itachi. Dzielny chło... dziewczynka i tak dała radę dość długo :D
Dziękuje słońce :* Ale wiesz co do krasnoludka, to niekoniecznie musiał mieć aż takie mega zdolności, do umysłu Sakury nie potrzeba wiele :D
OdpowiedzUsuń