wtorek, 16 września 2014

Rozdział trzeci


Do małej chatki stojącej przy brudnej, zarośniętej glonami sadzawce na skraju lasu zbliżały się dwie osoby: brzydki mężczyzna o rybiej twarzy i blondynka o prawie białej cerze. 
- To ta mała chatka? - powiedziała z niedowierzaniem, robiąc zawiedzioną minę. Spodziewała się czegoś innego, zadbanej willi z basenem albo co najmniej dużego domu z ogrodem. Ta... rudera nie spełniała jej wymagań nawet na wychodek! Itachi w ogóle nie myślał o ich przyszłości, jak to mężczyzna. Będzie musiała wytłumaczyć mu, co to znaczy wygodny dom dla dwojga. - Przecież to jest...

- Wspaniały, wymarzony domek! Ekologiczny, blisko lasu, a wokoło piękne, malownicze krajobrazy – Kisame westchnął z zachwytem i przez całą drogę jaka im została podziwiał wspaniałe otoczenie. Dziewczyna zmarszczyła z niesmakiem nos, kiedy poczuła smród buchający z sadzawki. Myślała, że gorzej być już nie może, ale gdy zobaczyła zdechłe ryby o zielonkawych łuskach unoszące się na powierzchni mętnej wody była pewna, że zaraz zwymiotuje. Szybko podeszła do zniszczonych, porysowanych drzwi i weszła do środka bez pukania. Na progu stanęła jak wryta. Po całej i tak mocno ograniczonej powierzchni domku walały się kawałki kanapek z tuńczykiem i piór z poduszek, a na środku leżał Itachi i jakiś chłopak; byli zaspani. Patrzyła na nich zmrużonymi oczyma zastanawiając się, co może oznaczać ta dziwna sytuacja. Tego chłopaka nie uwzględniały jej plany wspólnego życia z Itachim. Musiała dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. Za jej plecami pojawił się Kisame i zajrzał przez ramię na Itachiego i Sasuke. Dopiero wtedy oni zauważyli przybyszów. Sasuke od razu zainteresowała dziewczyna. Patrzył na nią zastanawiając się, co taka wspaniała istota ludzka robi w takim miejscu. Jednak jego euforia szybko opadła, gdy uświadomił sobie, że tak ładna dziewczyna na pewno nie grzeszy inteligencją. Jego teoria opierała się na tym, że jego matka, jedyna kobieta, której urodę w ciągu całego swojego życia doceniał, wykazywała znaczny stopień skretynienia. Dlatego zawiedziony odwrócił wzrok od blond-piękności, ale choć był to kolejny zawód w jego życiu, nie wywołało to w nim zbyt wielkich emocji, w końcu już przywykł do beznadziei swojej marnej, ziemskiej egzystencji. Widocznie czeka go spłodzenie potomka w ciemnościach, z partnerką wątpliwej urody, ale spełniającą wymagania ilorazu inteligencji.  W końcu on, człowiek o wybitnym umyśle rozwiniętym pod wpływem codziennych audycji Tadeusza Rydzyka nie może mieszać swoich wspaniałych genów z byle kim.
Itachi podniósł się z podłogi i podszedł do gości, aby ich przywitać. Przywołał na twarz formalny, urzędniczy uśmiech i wyciągnął rękę do dziewczyny
- Witaj, Ze.. - urwał, zobaczywszy paskudny grymas, który pojawił się na jej twarzy. Przełknął ślinę i poprawił się – Znaczy Lizzy. Tak, Lizzy, bardzo miło cię znów widzieć - popełnił gafę, szybka reakcja uratowała sytuację. Wciąż zapominał, że dziewczyna jest bardzo drażliwa na punkcie swojej płci. Na szczęście na jej twarz powrócił radosny uśmiech, który powodował, że asymetria jej twarzy była jeszcze bardziej widoczna.
- Tęskniłam za tobą, Itachi! - krzyknęła i rzuciła się Itachiemu na szyję. On odruchowo przycisnął ręce do boków i stał sztywno, aż Lizzy puściła go i rozsiadła się wygodnie na wysłużonym fotelu. Sięgnęła po książkę leżącą na biurku i pogrążyła się lekturze. Tymczasem Itachi witał się z Kisame, który relacjonował szczegółowo, jak to dzielnie stawił czoła wściekłej, niezrównoważonej Hokage i jak przekonał ją do tego, aby pozwoliła mu stać się obywatelem Konohy. Itachi słuchał tego wszystkiego z kamienną twarzą, chciał zachować fason, ale powoli kończyła mu się cierpliwość. Oznaką tego była podrygująca nerwowo noga i pulsująca żyła na skroni. Niestety Kisame dopiero się rozkręcał i nie zanosiło się, aby prędko miał skończyć. Nagle ktoś zapukał do drzwi, więc musiał przerwać swoją pasjonującą opowieść. Stał najbliżej , więc szybko je otworzył. Ich oczom ukazała się Sakura z leśnym krasnoludkiem na rękach.
- Dzień dobry. Przepraszam za najście, ale chciałabym zapytać, czy nie macie przypadkiem budyniu malinowego do pożyczenia? - zajrzała do środka przez ramię Kisame. Zobaczyła Sasuke, "tego ładnego chłoptasia" i blondynkę o dziwnych rysach twarzy wpatrujących się w nią z zaciekawieniem. Widok znajomych twarzy i przypływ nagłych, namiętnych uczuć do Itachiego spowodowały przełamanie uroku krasnoludka i Sakura odzyskała pełną sprawność umysłu. Przez chwilę była oszołomiona i nie wiedziała, gdzie jest, ale szybko zaadaptowała się do nowego otoczenia zadowolona, że odnalazła cel swej wędrówki, Sasuke.
- O, Sakura... - powiedział ponuro Sasuke – Przyszłaś uczynić moje życie jeszcze gorszym niż jest? - westchnął ciężko i zamknął oczy, aby nie kalać swojego wrażliwego na piękno wzroku widokiem twarzy Sakury. 
- Ty byłaś w lesie, z Sasuke, prawda? I jeszcze taki blondyn, z twarzą podobną do pudla na wystawie. Wejdź do środka, zapraszam na pyszne kanapki. - Itachi był w wyjątkowo dobrym humorze, więc na światło dzienne wyszła gościnność z której słynął w Akatsuki, zwykle dobrze ukryta pod grubą warstwą sztywnych manier i biurokratyczną naturą. Sakura niepewnie weszła do chatki w której zrobiło się bardzo ciasno. Rozejrzała się i usiadła na zaścielonym równiutko łóżku. Krasnoludek wiercił się na jej kolanach bardzo podekscytowany całą tą sytuacją. Zielona, kraciasta czapeczka zrobiona ze ścierki, którą ukradł jakiemuś małżeństwu na pikniku przekrzywiła się i spadła na podłogę, ale nie zwrócił na to uwagi bo ślinka mu ciekła na myśl o kanapkach, które przygotowywał Itachi krzątając się w malutkiej kuchni. Lizzy wpatrywała się  w Sakurę uważnym wzrokiem próbując ocenić ją jako potencjalnego przeciwnika. Zawsze tak reagowała na obcych, nie dało się stępić umiejętności i instynktów wpajanych od dziecka. Jej różowe włosy wydały się Lizzy podejrzane, więc cały czas rzucała jej ukradkowe, podejrzliwe spojrzenia znad książki, którą czytała. Sasuke wdał się w dyskusję z Kisame na temat wad i zalet mieszkania z dala od zgiełku cywilizacji. Kisame mówił do rzeczy i przytaczał mocne argumenty, ale ciężko było polemizować z osobą, która podważała wszelkie racjonalne fakty mówiąc w kółko o bezsensowności i bezcelowości wszelkich działań człowieka. Po kilku minutach Itachi wrócił do ciasnego pokoju niosąc tacę pełną kanapek. Większość była z tuńczykiem, ale znalazł na dnie dołu w ziemi służącego za spiżarnię trochę pasty z pokrzywy, więc posiłek był urozmaicony. Wszyscy rzucili się na jedzenie i przez kilka minut mlaskali z zachwytem, aż wszystkie kanapki zniknęły z talerza. Gdy wszyscy mieli pełne brzuchy i nawet Sasuke powstrzymał się od przygnębiających komentarzy, Itachi poprosił Sakurę, aby opowiedziała o swojej wędrówce przez las. Mówiła długo, bezsensu, i często nie na temat robiąc liczne przystanki, gdy brakowało jej słów. W końcu zakończyła swą opowieść uwalniając słuchaczy od tej wyszukanej tortury. Po chwili milczenia Sasuke, udając, że ma to dla niego jakieś znaczenie, zapytał siląc się na beztroski ton:
- Jak Ino na to zareagowała?    
- Poszłam sobie, więc nie wiem - Sakura wzruszyła ramionami, po czym spojrzała na Sasuke wyglądając na bardzo zamyśloną – Ale wymyśliłam, że moglibyśmy razem pójść do obozu i wtedy Ino będzie szczęśliwa i nie będzie na mnie zła. Tak sobie właśnie pomyślałam, jak szłam po lesie i mam rację, prawda? Bo Ino ma różne nastroje przecież i to na pewno pomoże.
- Tak myślisz? Czy jesteś całkowicie pewna, że takie działanie odniesie pożądany skutek? - Itachi od razu przeszedł do rzeczy, musiał się upewnić, że wszystko potoczy się właściwym torem.
- A skąd ja mam to niby wiedzieć? Ale spróbujmy, co Sasuke? - pokiwała entuzjastycznie głową patrząc dzikim wzrokiem na chłopaka. - Chodźmy tam razem, nie chcę kłócić się z Ino, bo umówiłyśmy się, że na następną misję pójdziemy razem, a jak ona będzie na mnie zła to nie będzie chciała.
- Chodzi o długi spacer po cudownym, szumiącym lesie? - Kisame aż podskoczył radośnie na tą myśl i spojrzał wyczekująco na Sakurę.
- Bardzo długi, bo nie wiem, jak tam trafić, niestety – odpowiedziała niechętnie dziewczyna wspominając, jak kręciła się w kółko nie mogąc znaleźć właściwej drogi.
- Wspaniale! Od dawna marzę o długim, kojącym spacerze po szeleszczącej podściółce w cieniu rozłożystych drzew podziwiając wspaniałe widoki i napawając się cudownie kojącym aromatem żywicy sosnowej! - Kisame pogrążył się w zachwycie, nie zauważając zupełnie zniechęconej miny Lizzy i wrogości Sasuke. Zaległa niezręczna cisza. Nikt nie kwapił się do wyruszenia w drogę oprócz Kisame, ale on był zbyt zajęty tworzeniem w głowie wizualizacji wycieczki. Była tak realistyczna, że trudno mu było odróżnić rzeczywistość od wyobraźni.
- W porządku, jeśli macie iść, to lepiej się pośpieszcie, bo ja mam ważną sprawę do załatwienia z Hokage. - w końcu odezwał się Itachi, przerywając trwającą zbyt długo ciszę. Wreszcie mógł pozbyć się elementów niepożądanych w jego planie działania. Na te słowa Lizzy ożywiła się i zrobiła minę, która miała zapewne nadać jej wygląd niewinnego dziewczątka potrzebującego silnego, mocnego wsparcia. Jednak wyszedł jej grymas przypominający modliszkę gotową do pożarcia ofiary. Itachiemu w zasadzie było to bez różnicy, bo i tak nie zamierzał nikogo ze sobą zabierać; czekała go rozmowa pełna biurokratyczno-prawnych zawiłości i nie mógł się jej już doczekać. Jego biurokratyczna dusza czuła zew papierowej roboty ciągnący go prosto do biura Hokage. Dlatego postarał się, aby wszyscy jego goście szybko opuścili chatkę, a on sam udał się na spotkanie, które miało zadecydować o jego dalszym życiu.
***
Lizzy, Sasuke, Kisame i Sakura w komplecie z leśnym krasnoludkiem szli mozolnie przed siebie przedzierając się z trudem przez gęste zarośla. Kisame wymyślił, że to zbliży ich do natury i pozwoli wczuć się w atmosferę lasu. Sasuke zgodził się, bo w mrocznej gęstwinie czuł wspaniałą beznadzieję swojego życia, a Sakura nie miała swojego zdania na ten temat, więc nie protestowała. Jedynie Lizzy była wściekła i całą drogę zgrzytała zębami, aby powstrzymać się od wybuchu. Znosiła więc drapiące gałęzie, parzące pokrzywy, gryzące muszki i pluskwy włażące pod ubranie i śmierdzące, obrzydliwe błoto, które oblepiało jej nogi aż do kolan, a to wszystko w imię poświęcenia dla kunsztu szpiegowskiego, który tak starannie zgłębiała od dziecka. Jednak gdy Kisame zaczął rozprawiać z zapałem o ekosystemie leśnym i zależnościach pomiędzy kupami wiewiórek a hierarchią obowiązującą w kolonii termitów nie wytrzymała i rąbnęła go pięścią w głowę. Niestety, to powstrzymało Kisame tylko na chwilę, zaraz wrócił do opowieści o oddziaływaniach pomiędzy środowiskiem naturalnym a ilorazem inteligencji szympansów. Jedynym trwałym skutkiem było to, że dłoń Lizzy uległa odkształceniu i przybrała formę surowego bochenka chleba. Patrząc ze złością na brzydką dłoń miała ochotę bardzo boleśnie się zemścić, ale tymczasowo powstrzymała się od działania i wlokła się na samym końcu, kilka metrów za Sakurą i upajała się myślą o tym, że pewnego dnia odpłaci się Kisame za te wszystkie upokorzenia i nerwy, jakich doznała z jego powodu.
Po kilku godzinach marszu znaleźli się na miejscu obozu. Byłego obozu. Zostały tam tylko ślady po dwóch namiotach i kamiennym kręgu przygotowanym na ognisko, a na drzewie wisiała kartka na której było coś nagryzmolone. Sasuke, chcąc wyjść na oczytanego i inteligentnego, podszedł tam i próbował to odczytać.
- Wróciliśmy...do... wioski, b-bo dłuugo... w-w-w-a-a-s nieee byłoo... - zakończył.
- Mamusiu! Masz 13 lat i nie umiesz czytać? Czego was uczą w tej Akademii? - parsknęła z sarkazmem  Lizzy wywracając wymownie oczami. Sasuke nic nie odpowiedział na tę zaczepkę, w końcu nikomu nie musiał się tłumaczyć ze swojego życia. Wzruszył jedynie ramionami i odłączył się od grupy zmierzając w kierunku ciemnego zagajnika. Miał przeczucie, że znajdzie tam pyszne purchawki z których mógłby przyrządzić sobie prawdziwą ucztę. Nikt nie zauważył jego odejścia, bo Sakura była zasłuchana w opowieści Kisame o badaniach przeprowadzonych na grupie nastolatków, dotyczących rozwoju umiejętności czytania i pisania w zależności od rodzaju noszonej bielizny w dzieciństwie. Lizzy słuchała ich, jednocześnie jednym okiem patrząc na nich, a drugim obserwując uważnie otoczenie, aby zdobyć jak najwięcej informacji na wypadek ataku lub Wielkiej Wojny. Uważała się za wyśmienitego szpiega, doskonale wyszkolonego do działania w terenie, ale po kilkunastu minutach wysłuchiwania tyrady Kisame miała już serdecznie dość. Wrzasnęła przeraźliwe płosząc wiewiórki, które jadły wykwintną kolację przy orzechach i sztucznym żyrandolu ze świetlików. Kisame umilkł i patrzył na Lizzy jak na medyczną osobliwość, a Sakura zrobiła dziwną minę wyrażającą coś pomiędzy złością a zaciekawieniem z domieszką radości, aż nie wiadomo było, co tak naprawdę myśli o tej całej sytuacji. Nawet Sasuke w zagajniku przerwał zbieranie purchawek, uśmiechnął się ponuro i mrucząc coś o ubożeniu emocjonalnym społeczeństwa przeniósł się kawałek dalej, gdzie zauważył niskie krzaczki na których rosły małe, czerwone owoce. Bardzo je lubił, więc zerwał kilka garści i wrzucił do koszyczka z grzybami. Oddalił się od grupy jeszcze bardziej, gdy zobaczył, że na zachód prowadzą ślady jakiegoś dużego zwierzęcia. Wiedział, że gdzie idą dzikie zwierzęta, tam na pewno są pyszne orzechy laskowe, które po zmieleniu były świetnym parmezanem. Ruszył więc tym tropem z nadzieją na duży łup.
Tymczasem pozostali dyskutowali nad odpowiednim wyjściem z sytuacji, w której się znaleźli. Lizzy zdecydowanie chciała wydostać się z lasu, który ją denerwował i doprowadzał do rozstroju nerwowego. Nie znosiła wszystkiego, co ją otaczało, ale najbardziej wkurzał ją Kisame, patrząc na nią tymi kaprawymi, rybimi oczami. Na Sakurę też nie mogła patrzeć, bo jej okrąglutkie oczęta i bezkształtna bluzka doprowadzały ją do furii. Ale tym, co przeważyło szalę wściekłości były malutkie, obrzydliwie dziecięce rączki krasnoludka, które wyciągnął w jej stronę. Tupnęła nogą i wrzasnęła:
- Mam tego serdecznie dosyć! Was, tego lasu i wszystkiego innego! - odwróciła się szybko na pięcie i ruszyła przed siebie stawiając kroki z taką siłą, że liście leżące na ziemi unosiły się do góry i opadały z powrotem, gdy szła dalej. Szybko zniknęła z oczu Kisame i Sakurze, którzy patrzyli na siebie nie rozumiejąc całej tej sytuacji.
- To co my teraz zrobimy? - zapytała po chwili Sakura rozglądając się dookoła. Dopiero wtedy zauważyła, że Sasuke zniknął. Jeszcze raz z przestrachem popatrzyła na otaczające ich ze wszystkich stron drzewa i krzewy i wyobraziła sobie, że wszędzie tam kryją się nieznane nikomu, straszne stwory, które czyhają na jej życie i zdrowie. Złapała się kurczowo rękawa płaszcza Kisame, czując się bezpieczniej mając przy sobie kogoś, kto może ja obronić. Mimowolnie pomyślała, że faktura płaszcza jest dziwnie szorstka, przypominała jej worek na kalarepy, na którym spała, gdy ukrywała się w piwnicy przed psychopatycznym listonoszem, który pod pretekstem dostarczenia listu chciał porwać ją i umieścić w swoim haremie.
- Mi się tu podoba... Możemy zostać, aby dalej kontemplować naturę – odparł Kisame po dłuższej przerwie. Mówił bardzo cicho, bo spokojny szum drzew i lekki wietrzyk muskający jego twarz działały na niego uspokajająco i spowodowały, że wpadł w zadumę i z melancholią myślał o swoim dotychczasowym życiu. Jednak Sakura nie zamierzała ulegać temu nastrojowi, chciała wrócić do domu, bo wpadła na nowe rozwiązanie konfliktu z Ino. Zrobiła więc żałosną, smutną minkę, zwiesiła smętnie ramiona i powiedziała załamującym się od emocji głosem:
- Ale ja się boję iść sama przez las... a jak po drodze coś mi się stanie? Samotnej kobiecie w drodze może stać się wiele rzeczy!
Kisame zamyślił się głęboko nad słowami dziewczyny i zaraz w jego umyśle zaczęły pojawiać się wizje tego, co dzieje się z przerażoną Sakurą, zagubioną w ciemnej, mrocznej gęstwinie. Nie mógł na to pozwolić! Czuł, że musi zadbać o to, aby ta biedna dziewczyna bezpiecznie trafiła do domu razem z malutkim, słodkim krasnoludkiem uczepionym kurczowo jej ręki. Och, ten malec na pewno był śmiertelnie przerażony.
- Oczywiście, masz całkowitą rację! Nie ma takiej możliwości, żebym pozwolił ci iść samej przez las! - wykrzyknął z emocjami jakich dotąd nie okazywał publicznie. W myślach wylewnie pożegnał się z zielonymi liśćmi na drzewach i miękką trawą pieszczącą jego nagie stopy. Jednak idea była słuszna i wiedział, że robi dobrze.
- Chodźmy! Pamiętam dobrze, gdzie jest wioska, więc będziemy tam za niecałą godzinę. - ruszył przed siebie dumny ze swojej roli przewodnika i ochroniarza nadobnej niewiasty.

2 komentarze:

  1. Jak zawsze. Standardy Lizzy, a standardy Kisame xDDD Ekologia vs. luksus... Ready! Fight! Kocham to zdanie!!! ,,Jego teoria opierała się na tym, że jego matka, jedyna kobieta, której urodę w ciągu całego swojego życia doceniał, wykazywała znaczny stopień skretynienia. Dlatego zawiedziony odwrócił wzrok od blond-piękności, ale choć był to kolejny zawód w jego życiu, nie wywołało to w nim zbyt wielkich emocji, w końcu już przywykł do beznadziei swojej marnej, ziemskiej egzystencji. Widocznie czeka go spłodzenie potomka w ciemnościach, z partnerką wątpliwej urody, ale spełniającą wymagania ilorazu inteligencji. " - musiałam wkleić cały, bo dodaje to sobie do notesiku genialnych cytatów! :D Mówiłam, kochanie, że nieźle Ci idą parodie? Nie? Uwielbiam parodie w Twoim wykonaniu. A Lizzy to gender :3
    Sasuke i ,,ładny chłoptaś" mają może pożyczyć budyń malinowy dla fikcyjnej postaci krasnoludka, który posiada umiejętności genjutsu przewyższające Sharingan w leśnej, zdezelowanej chatce, znajdującej się w zadupiu na końcu świata? :>
    Kisame z kolei z tym jego niegasnącym entuzjazmem do wszystkiego co naturalne i ekologiczne pasowałby do tych dziwaków, co biegają nago po lesie i przytulają drzewa, no nie? :3 I jeszcze te jego ,,kaprawe oczka" - <3 Zets... Lizzy znaczy się, w końcu nie wytrzymała napięcia jakim jest przebywanie z kimś innym niż Itachi. Dzielny chło... dziewczynka i tak dała radę dość długo :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje słońce :* Ale wiesz co do krasnoludka, to niekoniecznie musiał mieć aż takie mega zdolności, do umysłu Sakury nie potrzeba wiele :D

    OdpowiedzUsuń