Sasuke i Itachi wyszli z lasu. Sasuke domyślił się, że
Itachi prowadzi go do opuszczonej chatki drwala, która stała na polanie obok
rzeczki. Weszli do środka. Gdy Itachi zapalił światło, Sasuke rozejrzał się z
ciekawością po wnętrzu. O tej małej chatce krążyły legendy wśród młodych
absolwentów Akademii. Jedni mówili, że to melina agresywnych czekoladoholików
zazdrośnie strzegących swoich zbiorów; inni przysięgali, że widzieli, jak w tej
chatce ukrywają się przemytnicy kruchych ciasteczek, które szmuglowali z dwóch
sąsiednich krajów. Sasuke nigdy nie wierzył w te szalone teorie, ale teraz, gdy
zobaczył, jak jego rodzony brat urządził sobie przytulne gniazdko z tego
owianego tajemnicą miejsca wszystko, co do tej pory myślał legło w gruzach.
Poczuł, że właśnie doznaje kryzysu światopoglądowego. Jedyną ostoją dla jego
delikatnej psychiki był Itachi, który krzątał się wesoło po małym wnętrzu. Gdy
tak na niego patrzył naszła go pewna myśl. Domek na uboczu, przystojny
Itachi... Czyżby jego brat został chłoptasiem do towarzystwa? To by miało sens,
choć jedynie powierzchownie, bo w jego życiu nic nie miało głębszego sensu.
Jednak zmusił się do silniejszych uczuć
i pokiwał z dezaprobatą głową. „Nie mogę uwierzyć w to, że Itachi się
sprzedaje! Ten świat schodzi na psy...". W rzeczywistości nie był aż tak
bardzo poruszony tym faktem, życie nauczyło go, że musi spodziewać się
wszystkiego.
- Witaj w moich skromnych progach - powiedział Itachi - Siadaj, ja przyniosę
coś do picia i jedzenia - zniknął w drugim pomieszczeniu.
Sasuke usiadł i rozejrzał się. W pokoju był mały, sosnowy stolik i stara szafa,
która nie miała drzwi. Obok stał fotel i regał z każdym możliwym rodzajem
książek, zaczynając od takich, w których mordowano na milion różnych sposobów,
przez "Zwyczaje godowe łasic i wszelkich zwierząt futerkowych", aż po
"1001 potraw z ziemniaka" autorstwa Półprawdziwej Bogini Wszelkiego
zUa. "Co to za durny pseudonim" - pomyślałby każdy normalny człowiek,
ale Sasuke nie był normalnym człowiekiem, a zUo było jego żywiołem, więc od
razu zaciekawiła go ta książka. Na parapecie okiennym stały doniczki z
kwiatami, a ściany obwieszone były fotografiami przedstawiającymi nocne niebo,
czyli ten domek zawierał w swoim wystroju wszystkie elementy niezbędne
Itachiemu Uchiha do życia. Podczas gdy Sasuke wpatrywał się z zainteresowaniem
w zdjęcie przedstawiające, czego był pewien, nocne niebo nad Konohą jego brat
wrócił do pokoju niosąc tacę z górą kanapek z tuńczykiem i sokiem pomidorowym
ze szpinakiem. Zaiste, było to ulubione jedzenie Sasuke, a Itachi dobrze o tym
wiedział, dodatkowo kanapeczki z tuńczykiem były jego specjalnością. Chciał
mieć pewność, że Sasuke odpowie na wszystkie jego pytania, ponieważ tylko wtedy
mógłby napisać książkę i znaleźć nową drogę życiową dla siebie. Młodszy Uchiha
walczył ze sobą, gdy Itachi postawił przed nim kanapeczki. Zawsze je uwielbiał,
ale jego filozofia życiowa zakładała nieprzywiązywanie się do materialnych,
ograniczających człowieka przyjemności. W końcu uznał, że kanapki z tuńczykiem
się do nich nie zaliczają, bo powodują u niego okropne wzdęcia. Rzucił się na
nie wpychając sobie po kilka naraz do ust i mlaskając głośno. Dopiero wtedy,
gdy upewnił się, że Sasuke jest zadowolony z przekupstwa, Itachi zadał pierwsze
z pytań:
- Jak czułeś się, kiedy wymordowałem całą rodzinę?
- Cóż... - Sasuke mówił z pełnymi ustami - Byłem wściekły, miałem ochotę cię
ugryźć. Miałeś szczęście, że byłem wtedy małym dzieckiem, bo w innym wypadku
bym cię zabił. Po tym wszystkim obiecałem sobie, że kiedyś się zemszczę.. -
Itachi zawzięcie coś notował prawie zahaczając nosem o kartkę - Poza tym
zostałem sam w naszym domu, który jest ogromny, a to wszystko twoja wina! Więc
zasłużyłeś na wszystko!
- Spokojnie, braciszku, bo dostaniesz rozstroju żołądka - uspokajał go starszy
brat.
- Ależ ja jestem spokojny! To ty masz jakieś urojenia! To pewnie przez te
lata spędzone w izolacji od normalnych ludzi! - krzyczał Sasuke i rzucił
kanapką w Itachiego, a ona trafiła w niego akurat stroną posmarowaną
tuńczykiem. Przylepiła się do twarzy starszego Uchihy, ubrudziła mu cały nos i
policzki i zjechała na dół ulegając prawu grawitacji. To był koniec
wytrzymałości Itachiego, był wściekły. Jak można marnować takie pyszne
kanapki!? Tyle się napracował, żeby je zrobić! Sasuke nie umie docenić ludzkiej
pracy, bo sam przecież nigdy nie pracował! Nie to, co on, Itachi! Codziennie
gotował dla Akatsuki, a oni byli wybredni i nie mieli kasy, więc jedzenie było
do dupy i narzekali! To było dla niego upokarzające! Wziął kanapkę z talerza i
chociaż było mu żal, z całej siły rzucił w Sasuke. W ten sposób zaczęła się
bitwa na kanapki. Gdy dwie godziny później skończyli, cały pokój wyglądał jak
po przejściu tornada: fotel był przewrócony, książki pospadały z półek, rozbite
doniczki z kwiatami leżały na podłodze, wszystkie meble były ubrudzone
tuńczykiem, a po całej chatce walało się pierze, bo w międzyczasie do bitwy
zostały włączone poduszki. A sami uczestnicy leżeli zmęczeni na podłodze i
sapali głośno. Po chwili obydwaj uśmiechnęli się, mimo wszystko to była
emocjonująca walka, tak emocjonująca, że Sasuke prawie nie pamiętał już, jak
bezsensowne i marne jest jego życie. Jednak bracia trochę żałowali, że tyle
pysznych kanapek się zmarnowało, bo po wykorzystaniu takiej ilości energii
obydwaj byli głodni. W końcu zasnęli na podłodze, w ubraniach, opierając się
jeden o drugiego.
Po wszystkim wróciła do swojej sypialni. Była zła i znudzona. "I co ja mam
robić? Nie potrzebnie wyrzuciłam stąd Jashina, przynajmniej miałabym kogo
ogrywać w karty". Z nudów wzięła znowu księgę, pióro i zaczęła spisywać
kolejny rozdział z życia ludzi mieszkających w stworzonym przez nią świecie.
***
Rano, gdy tylko wzeszło słońce, z namiotów zaczęły wyłaniać się zaspane osobniki. Naruto odszedł na stronę, aby zaspokoić jedną z potrzeb fizjologicznych, Chouji szukał resztek chipsów w swoim małym plecaczku, a Shikamaru wdrapał się na drzewo, gdzie zażywał krótkiej, porannej drzemki. Hinata gdzieś zniknęła, prawdopodobnie schowała się za którymś z grubych drzew i bawiła się kawałkami patyków. Nadal miewała problemy z kontaktami z ludźmi, mimo regularnego uczęszczania na terapię, choć zwykle radziła sobie całkiem nieźle. Natomiast Ino od razu zaatakowała Sakurę, gdy tylko zobaczyła ją stojącą na środku polanki z dziwną miną.
- Sakura, gdzie jest Sasuke? Miał być przecież z wami, już wieczorem wydawało
mi się, że go nie ma - zapytała Ino i rozglądając się niecierpliwie wokół
siebie. Specjalnie układała włosy przed wyjściem z namiotu nakładając na nie
kilka warstw maści końskiej, a tu jak na złość wszystko na nic. Dlatego
oczekiwała naprawdę dobrego wyjaśnienia od Sakury.
- Yyy...Sasuke...my go, ten...no...zgubiliśmy? - powiedziała nieśmiało Sakura
usilnie próbując nie patrzeć na blondynkę.
- Zgubiliście?! Jak można zgubić człowieka i to w dodatku tak ładnego jak
Sasuke?! Że Naruto jest debilem to wiem, ale ty?! Naprawdę, Sakura, myślałam,
że masz więcej oleju w głowie! Niestety, myliłam się – zakończyła Ino z
dramatyzmem. Dla podkreślenia swoich słów zwiesiła demonstracyjnie głowę i
przyłożyła dłoń do czoła zamykając jednocześnie oczy. Sakura stała chwilę w
milczeniu przetrawiając słowa, które właśnie usłyszała. W końcu odezwała się ze
złością:
- Sasuke wcale nie jest taki ładny! Spotkaliśmy w lesie takiego ładnego
chłoptasia! Był podobny do Sasuke, ale sto razy ładniejszy. Potem obydwoje
gdzieś poszli, więc się mnie nie czepiaj! - krzyknęła - Nic nie poradzę na to,
że Sasuke sobie poszedł! Jak chciał iść, to go nie zatrzymywałam, więc poszedł
i go nie ma! - obróciła się na pięcie i odeszła, zostawiając zdumioną Ino samą
sobie. Dziewczyna musiała dobrze się zastanowić, żeby zrozumieć przesłanie
wypowiedzi, którą właśnie usłyszała. A wszystko dlatego, że Sakura nigdy nie
przeczytała niczego poza kolorowymi czasopismami na temat mody i makijażu, więc
miała bardzo ubogi zasób słownictwa. To, razem z procesami myślowymi
prowadzącymi donikąd, często utrudniało jej komunikację z innymi ludźmi.
Tymczasem szła i rozmyślała o swojej sytuacji. Była przekonana, że Ino jest na
nią wściekła i nie wiedziała, czego może się po niej spodziewać. W jej umyśle
pojawiła się nawet przerażająca wizja, w której to zostaje przefarbowana na
paskudny odcień miodowego blondu przez żądną zemsty Ino. Ta wizja była dla niej
tak straszna, że aż miała dreszcze na całym ciele. Bała się, że takie
oszpecenie nie pozwoli jej na zdobycie serca "tego ładnego
chłoptasia", a wtedy straciłaby cały sens swojego życia. Nie, nie może na
to pozwolić! Nagle przyszło jej do głowy, że jest pewien sposób na udobruchanie
Ino. Dziewczyna szalała na punkcie Sasuke, co dla Sakury było całkowicie
niezrozumiałe, bo jak można lubić takiego ponurego brzydala, więc może to
wykorzystać! Ale musi najpierw znaleźć Sasuke. "Tylko gdzie ja ich zostawiłam?
- podrapała się po głowie - to chyba było na zachód od skały Szalonej Kapłanki
stojącej na południe od Wzgórza, znajdującego się z północnej strony Lasu
Wschodniego, który zaczyna się na południowo-zachodniej granicy rzeki płynącej
w stronę najbardziej wysuniętej na wschód kryjówki Konohy zbudowanej na wypadek
wojny. Nie powinnam mieć zbyt dużych problemów z dotarciem tam. Później znajdę
trop i pójdę za nim, w końcu mam węch niczym pies!" - zadowolona ruszyła
przed siebie, w bliżej nieokreśloną stronę. Nie miało to nic wspólnego z
planem, który ułożyła, bo nie ma nikogo, kto połapałby się w tym, co ona
nazywała określeniem kierunku, więc tym bardziej nie była w stanie zrobić tego
sama Sakura, której orientacja w terenie ograniczała się do znalezienia drogi
do łazienki codziennie rano i wieczorem. W końcu, po kilku godzinach kręcenia
się w kółko ("Gdzie jest to cholerne wzgórze?! Wszystkie wyglądają tak
samo...") usiadła na jakimś kamieniu przypominającym chorą na głowę
półnagą kobietę w pozycji embrionalnej (czyżby Szalona Kapłanka?) i zalała się
łzami. Gdy tak płakała podszedł do niej mały, leśny krasnoludek. Dłuższą chwilę
przyglądał się jej różowym włosom wyglądającym jak budyń malinowy, jego
ulubiony pokarm. Nie zastanawiając się dłużej wspiął się po plecach dziewczyny
i wgryzł się w jej włosy. Kiedy Sakura ruszyła głową i poczuła ciężar, zaczęła
szamotać się na wszystkie strony, co wystraszyło biednego krasnoludka. W końcu
spadł z jej włosów, uderzył się w rączkę i zaczął płakać jak małe dziecko.
- Ojej, biedny maluszek! Przepraszam cię, nie płacz już - Sakura wyciągnęła do
niego rękę i pogłaskała go po główce, ale on nie przestawał. Wzięła go na ręce
i zaczęła go tulić. Ten gest sprawił, że krasnoludek powoli się uspokajał.
Podobało mu się takie traktowanie, bo do tej pory wiódł ciężki żywot z trudem
zdobywając pożywienie i broniąc się przed atakami wściekłych mięsożernych
motyli. Przyszło mu do głowy, że może zostać podopiecznym tej wspaniałej,
różowowłosej istoty, więc wykorzystał swoją umiejętność, manipulację umysłem by
sprawić, że Sakura będzie chciała go zatrzymać i opiekować się nim. Niestety
nie dostosował siły działania swojego uroku do umysłu dziewczyny i jego czyn
miał opłakane skutki: jej świadomość została częściowo wyłączona z użytku i nie
wiedziała już, co powinna zrobić. Spacerować dalej po lesie, czy iść do domu?
Ale dlaczego w ogóle chciała wracać? Przecież tak miło jest usiąść sobie na
polance i poopalać się w ciepłych promieniach porannego słońca... Jednak po
dłuższej chwili poczuła zew lasu, zapach przygody, więc zadecydowała, że
pójdzie przed siebie, tam, gdzie ją oczy poniosą razem ze swoim nowym
przyjacielem, który usadowił się wygodnie w jej ramionach dla rozrywki ssąc
kciuk.
***
- Więc twierdzisz, że opuściłeś Akatsuki? - zapytała Tsunade, Piąta Hokage.
Siedziała za biurkiem w swoim gabinecie i patrzyła spode łba na osobnika, który
ośmielił się przerwać jej poranną degustację sake. Słońce świecące zza jej
pleców nadawało jeszcze groźniejszy wygląd jej zirytowanej twarzy.
- Tak, opuściłem Akatsuki i chciałem wrócić do Wioski Mgły, ale tam mnie nie
chcieli, oskarżyli mnie, że jestem mordercą i zdrajcą, możesz w to uwierzyć?!
Postanowiłem więc przyjść do Konohy, bo Itachi powiedział, że on też tam się
wybiera. Możemy razem zamieszkać, to podatki będziemy płacić na spółkę i będzie
taniej. Poza tym mogę pracować społecznie za niewielką opłatą, bo muszę coś
przecież jeść, ale pokarm dla rybek jest dosyć tani - wyrecytował jednym tchem
męski głos.
- Jak ty sobie to niby wyobrażasz, co?! - wrzasnęła kobieta mając nadzieję, że
szybko spławi natrętnego petenta. Butelka z sake tak wymownie na ją patrzyła,
szkoda, żeby musiała zbyt długo czekać. Wbiła spojrzenie przekrwionych oczu w
przerażonego Kisame i uderzyła pięścią w blat biurka. - Mam tak po prostu
przyjąć do mojej wioski przestępcę z Akatsuki?! Dlaczego miałabym to niby
zrobić?!
- Bo jestem milutki i nie możesz mi się oprzeć? - Kisame zrobił maślane oczka,
licząc na to, że pomoże mu to osiągnąć zamierzony cel. Tsunade nadal patrzyła
na niego jak na wroga numer jeden. Chciała, żeby już sobie poszedł, bo aż ją
świerzbiło, żeby dobrać się do tej kuszącej butelki pełnej cudów, której
nieodparty zew czuła odkąd Kisame wszedł do jej gabinetu. Musiała pozbyć się
niechcianego gościa.
- No dobrze, zrobię to dla ciebie. Ale - dodała widząc uradowaną minę Kisame -
tylko ten jeden raz, więcej nie licz na
moją darmową pomoc!
- Super, dzięki! - mężczyzna wyszedł. Miał zamiar spotkać się z Itachim i
opowiedzieć mu o tym, jak wykorzystał swój nieodparty urok osobisty i niezwykłą
wrażliwość do osiągnięcia zamierzonego celu. Cieszył się jak dziecko, że
nareszcie coś mu się udało. Chciał, aby Itachi go pochwalił i poklepał z
aprobatą po głowie. Nagle na słupie zauważył ogłoszenie: "Poszukujemy
osoby chętnej do przyjęcia posady Świętego Mikołaja na Święta w tym roku.
Godziny pracy do ustalenia. Dobrze płatna. Chętnych prosimy o kontakt w biurze
Hokage." Kisame stwierdził, że posada Mikołaja jest jego wymarzoną pracą,
przecież tak kocha dzieci! Wrócił pod gabinet Hokage i wszedł do środka.
Załatwił to dosyć szybko, bo Tsunade bez przyjęcia odpowiedniej dawki alkoholu
z rana nie była sobą i zachowywała się nad wyraz łagodnie. Zwykle była
pozbawiona ludzkich odruchów i bardzo impulsywna, a nawet zdolna do morderstwa
z powodu głupstwa. Kisame był więc
szczęściarzem; znalazł się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.
Wyszedł na główną ulicę Konohy, stanął na
środku i wziął głęboki oddech napawając się zapachami dolatującymi do
niego ze wszystkich stron. Uwielbiał wczuwać się w nowe otoczenie za pomocą
zmysłów, szczególnie węchu. Dzięki temu czuł, że jest bliższy poznania
tajemnicy życia i znalezienia swojego miejsca na ziemi. Ostatnio myślał, że
powinien zamieszkać na dnie oceanu, ale zrezygnował, gdy Itachi uświadomił mu,
że w oceanie nie będzie mógł kultywować wąchania pokrzyw i przytulania się do
drzew o poranku.
W końcu otworzył oczy i rozejrzał się wokół siebie. Gdy tylko skończył
intensywnie rozmyślać nad swoim pochodzeniem od natury ruszył w końcu z miejsca
i skierował się do chatki Itachiego. Przechodząc w podskokach przez bramę
zauważył ładną, szczupłą blondynkę o zielono-niebieskich oczach, ich kolor
zależał od sposobu patrzenia. Dla Kisame jej oczy były bardziej zielone, ale
Itachi twierdził, że zdecydowanie niebieskie, natomiast niektórzy mówili nawet,
że są żółtawe. Uśmiechnął się radośnie i pomachał jej entuzjastycznie. Po niej
nie było widać, żeby była szczęśliwa z powodu tego spotkania, ale uśmiechnęła
się sztucznie i poczekała aż Kisame do niej podejdzie.
- Cześć! Skąd się tu wzięłaś?- zapytał.
- Ooo, cześć Kisame. Miałam spotkać się z Itachim, ale go tu nie ma. Wiesz
może, gdzie on jest? - miała dziwny, nienaturalny głos, jakby jej ciało nie
mogło się zdecydować, czy ma być męski, czy żeński. Rozglądała się nerwowo,
jakby w każdej chwili spodziewała się ataku, jej prawa ręka podrygiwała czasami
samoistnie, a prawa część twarzy była widocznie niesymetryczna w stosunku do
lewej części.
- Wiem, właśnie do niego idę. Chcesz iść ze mną? Możemy razem podziwiać piękno
tego wspaniałego lasu! Spójrz, jak soczysta zieleń spowija kształtne liście na
wiekowych drzewach! Wsłuchaj się w cudowny śpiew ptaków delikatnie pieszczący
mój wyszukany zmysł słuchu! - Kisame mówił bardzo wzruszonym, płaczliwym tonem,
a dziewczyna wywracała raz po raz oczyma z irytacją. Oglądała znudzona swoje
paznokcie, aż w końcu postanowiła przerwać te bezsensowne dywagacje.
- Dość tego, Kisame! Zamknij się! - wrzasnęła przeraźliwie, a jej głos
zabrzmiał całkowicie jak męski. Kisame podskoczył przerażony i wrzasnął.
- Nie możesz tego robić! Roślinki tego nie lubią! A co, jeśli te wszystkie
drzewa stracą przez ciebie liście?!
- Nic mnie to nie obchodzi! Mam gdzieś te drzewa i ich liście! Chcę zobaczyć
się z Itachim, teraz! - popatrzyła na Kisame, który aż skulił się w sobie pod
ciężarem jej spojrzenia. Przełknął głośno ślinę i bez słowa, nie odwracając się
do niej tyłem choćby na ułamek sekundy, odsunął się o kilka metrów. Ruszył
przed siebie zmierzając w kierunku chatki Itachiego. Dziewczyna uśmiechnęła się
chytrze pod nosem i poszła za nim lekko powłócząc prawą nogą. Nie zwracała
jednak na to uwagi zadowolona, że tak łatwo uciszyła Kisame. Tylko czasami
dolatywały ją niewyraźne, gniewne pomruki, zapewne pod jej adresem, ale nic jej
to nie obchodziło. Dla niej ważne było tylko to, żeby porozmawiać z Itachim,
jedyną osobą, która była w stanie jej pomóc.
„Nie mogę uwierzyć w to, że Itachi się sprzedaje! Ten świat schodzi na psy..." - Oh My Jashin! Kocham to zdanie! <3 ,,Itachi się sprzedaje" Ha ha ha! Książki Itacza o zwyczajach godowych łasic też mnie rozwalają. Jeny, uwielbiam Twój humor xD Ale cóż się dziwić jak tyle Pilipiuka czytasz... ^^ Moje 1001 potraw z ziemniaka też znalazło miejsce na półeczce Itasia... eh... nasze piękne perypetie ;P Oczywiście, Sasuke ma ponadprzeciętny zmysł interpretacji i od razu odgadł, że sfotografowane niebo musiało znajdować się nad Konohą. Uchiha - patrioci całą urzędową gębą xDD
OdpowiedzUsuńJestem też ciekawa... SasUke wyznawał życie ascety, a co za tym idzie wyzbywał się dobra materialnego, nie? Ale genialny Sasek nadal żył w swojej wieeelkiej posiadłości klanowej i się nie zamierzał z niej wynosić. Poza tym... jakim cudem sobie napchał kilka kanapek na raz do ust? :D Może ma uśmiech od ucha do ucha w dosłownym tego słowa znaczeniu? ^^
W ogóle to fajną fuzję zrobiłaś; Grzyby - Kinoko, Toffi - Ja. Ślicznie skarbie, ślicznie.
Sakurwa jak zawsze genialna w swym idiotyzmie, czyli jak zawsze xDD Krasnoludek mi nieco zgrzyta w fabule i ogólnym zarysie historii, ale go przeboleję. Kisame... naturalnie! Gdzie Itacz tam i Kisame. Ciekawe do jakich wniosków mógłby dojść jeszcze SasUke? Że Itacz się sprzedaje i jest zoofilem? xDDD
Pozdrawiam kochanie, weny życzę <3
Pisiaj, pisiaj. Skarbie :D
OdpowiedzUsuń